Jestem już w Polsce. Z pewnego dystansu spoglądam na całą moją prawie 9 miesięczną podróż i z całą pewnością mogę powiedzieć że NIE ŻAŁUJĘ!! To były chyba najpiękniejsze miesiące mojego życia. Oczywiście pojawiały się momenty kiedy tęskniłam za rodziną, za przyjaciółmi, nawet za moim domem i pieskiem… ale zdecydowanie więcej było momentów kiedy dziękowałam Bogu za tą możliwość i cieszyłam się każdą chwilą na tak odległym kontynencie. Na początku w planie miałam podróż tylko do Kolumbii. Później pojawiła się możliwość innej ciekawej praktyki w Brazylii, więc skoro już byłam stosunkowo niedaleko, skoro mogę poznać kolejną cudowną kulturę, i to nie tylko brazylijską ale i afrykańską… to czemu nie?!?! A będąc już w Brazylii i utrzymując kontakt z wieloma znajomymi poznanymi podczas dotychczasowej podróży zaczęłam marzyć o tym żeby zobaczyć jeszcze kilka kolejnych krajów. A ponieważ pod koniec przygody w Brazylii wiedziałam że zostały mi jeszcze pieniądze na koncie, więc zdecydowałam się przejechać samodzielnie kilka południowoamerykańskich państw.
Wiele osób pytało mnie skąd miałam na to wszystko pieniądze, jak dałam radę, czy miałam oszczędności. Oczywiście to wszystko nie byłoby możliwe gdybym nie miała niczego na koncie. Podczas 1,5 rocznej pracy w Poznaniu udało mi się trochę pieniędzy uzbierać, więc wiedziałam że mogę sobie na to pozwolić. Oczywiście nie miałam pojęcia jak szybko będą mi te pieniądze „uciekać”, ale z natury jestem osobą oszczędną, więc udało się całkiem nieźle. Do tego jeszcze na praktyce w Kolumbii dostawaliśmy pieniądze, za które mogłam się tam utrzymać, pozwiedzać i jeszcze co nieco zostało mi na Brazylię. Bo tam – jak pamiętacie – nie zarabiałam. Praktyka zapewniała mi mieszanie, obiady oraz bilet na autobus praca-dom-praca. Wszystko inne, jedzenie, wyjścia, przyjemności, zwiedzanie itd. płaciłam już z oszczędności. Oczywiście zawsze pojawiają się jakieś niespodziewane wydatki, jak u mnie konieczność kupna dobrego plecaka, czy dodatkowego biletu do domu, więc trzeba się liczyć z niespodziankami. Ale ogólnie byłam z siebie dumna jak dobrze wszystko zorganizowałam :) i finanse, i trasę…
Wiele osób mówiło że mnie podziwia, że nie zdecydowałoby się na taki wyjazd, tym bardziej samemu. A ja właśnie sama czułam się najlepiej, mogłam robić co chciałam, kiedy chciałam, mogłam ułożyć sobie podróż w najbardziej zakręconych wersjach… Nie bałam się. Wiedziałam że spotkam tam miłych ludzi, że poznam przyjaciół. I tak też było. Może miałam kilka momentów stresu, ale tak naprawdę to cała to podróż była podróżą mojego życia!! A teraz jak jedna z takich podróży się skończyła mam ochotę na więcej! Przecież nie byłam w Wenezueli, Boliwii czy Meksyku! Przecież są kolejne kontynenty do odwiedzenia, świat jest tak wielki, a nasze życie tak krótkie!! Myślę że wybrałam idealny moment na taką podróż, ponieważ praca w której byłam nie do końca mnie satysfakcjonowała, a jednocześnie nie miałam jeszcze drugiej połówki czy dzieci którymi mogłabym się opiekować, a co jest przeszkodą w podróżowaniu dla wielu osób w moim wieku. Dlatego powiedziałam sobie „jak nie teraz to kiedy?!?!?”. W sumie załatwianie wszystkiego poszło bardzo szybko i chyba w niecały miesiąc od wymyślenia wyjazdu wsiadałam już do samolotu. Nie miałam wątpliwości czy dobrze robię, i wiadomo że musiałam trochę walczyć ze strachem mojej rodziny gdy słyszeli że jadę do Kolumbii, która ma u nas tak złą opinię, ale na szczęście moi bliscy wspierają mnie w moich wyborach i tak było też tym razem.
A co najdłużej będę wspominać. Co podobało mi się najbardziej? Z jednej strony ludzie, których poznałam. We wszystkich krajach miałam okazję spotkać cudownych ludzi, z którymi mam kontakt i pewnie będę miała jeszcze długo. To ludzie mieszkający na innym kontynencie, a jednak często tak do nas podobni. To co u nich obserwowałam to też jednak te różnice, które są nieuniknione. Najwięcej czasu i zawartych przyjaźni wynika chyba z grup Trainees AIESEC-a w których się obracałam, zarówno mój Team Bogota jak i nasza międzynarodowa dziesiątka w Belo Horizonte. Wspaniali ludzie, cudowne wspólne momenty, ciekawe podróże, imprezy do rana…
Ludzie to jedno. Natomiast cudowne miejsca to drugie. Dla wielu z was (jak i dla mnie przed podróżą) takie miejsca jak Rio de Janeiro, Buenos Aires, Machu Picchu, czy ekwadorskie plaże są tylko marzeniem, słyszy się o nich w telewizji, ale większość wie, że nigdy nie stanie tam własną stopą. I to jest właśnie błąd.. bo kto zabrania nam marzyć? A od marzeń już tylko o krok od ich realizacji… Oczywiście usłyszę, tak, ale nie mam kasy, nie mogę wyjechać bo mam pracę… a ja uważam że jeśli się chcę to wszystko jest możliwe… I dlatego też ja miałam okazję zobaczyć cudowne plaże Kolumbii, tętniące życiem miasto Medellin, tańczyć reggaeton, vallenato, salsę nie raz do białego rana, próbować dziwnych potraw, maszerować pieszo na Pao de Azucar w Rio de Janeiro i spacerować po najsłynniejszej chyba plaży Copacabana, pić mate w Urugwaju, podziwiać magię kolorów La Boca w Buenos Aires, i kombinować jak tu zrobić dobre zdjęcie ze słynnym obeliskiem, zachwycać się tajemniczym Puente del Inca, niesamowicie marznąć przy gejzerach na północy Chile, by za chwilę oglądać cudowne zachody słońca, wspinać się by ujrzeć piękne zaginione miasto Inków Machu Picchu czy tulić peruwiańskie włochate zwierzaki, a także zajadać się smażonymi bananami popijając ekwadorskie piwko… Oczywiście to tylko mała część wszystkiego co robiłam, zwiedziłam, przeżyłam… szczegóły czytaliście gdy faktycznie to wszystko przeżywałam, i cieszę się że byliście tam ze mną. Nie raz wasze komentarze i maile poprawiały mi humor i dodawały sił gdy ich zabrakło. Może kogoś zaintryguję też do takiej wyprawy, a tych którzy mają to w bliższych planach – pomogę czy wyjaśnię wątpliwości. Od początku pisałam, że nie jestem jakąś wybitną pisarką ;) ale mam nadzieję że miło wam się czytało o mojej wyprawie, i oglądało zdjęcia. Z niektórych - muszę przyznać – jestem całkiem dumna :) a mam ich tysiące.
Bardzo serdecznie zachęcam do podróży i jeszcze raz DZIĘKI że byliście!!!
Pozdrawiam i ...do kolejnej podróży! :)
Magda