Ile wiecie o tym państwie? Ja też nie wiedziałam zbyt dużo… Jakiś mały, pewnie biedny kraj gdzieś tam na południu Ameryki Łacińskiej…. I pewnie gdyby nie Pablo – Urugwajczyk którego poznałam w Kolumbii – nie wybrałabym się tam. Moja ciekawość jednak i to że kraj ten był po drodze miejsc jakie chciałam zwiedzić – spowodowały że zatrzymałam się w nim na kilka dni. Dokładnie 3,5 dnia. Przyleciałam w nocy ze środy na czwartek, wyjechałam w niedzielę po południu. I każdy z tych dni spędziłam bardzo intensywnie.
Ale może kilka słów o samym kraju, żebyście wiedzieli gdzie zaczęłam moją podróż. Tak więc Urugwaj (według Wikipedii) jest najbardziej rozwiniętym krajem Ameryki Południowej. Jest faktycznie mały (ma tylko niecałe 3,5 miliona mieszkańców) ale „jako jedyny może się poszczycić mianem państwa wysoko rozwiniętego bo jego PKB na jednego mieszkańca w 2002 roku wynosiło 12 tys. $”. Także czytając takie wiadomości przed zwiedzaniem już trochę zmienił mi się pogląd, że może jednak nie jest to aż tak biedny kraj. I faktycznie nie jest! Zaskoczył mnie właśnie tym, że to kraj pełen nowoczesnych budowli, wielkich wieżowców, drogich samochodów. Wprawdzie pierwszego dnia zwiedzałam część „zieloną”, czyli parki, ogród botaniczny itp., ale drugiego dnia Pablo zabrał mnie do centrum, gdzie co chwilę obok starszych budynków wyłaniają się takie naprawdę współczesne. Tzw. stare miasto też właśnie w ten sposób jest zbudowane. I nawet mnie to nie raziło. Bo często wydaje się że te nowe budynki „psują koncepcję”, jakby nie pasują do reszty, ale tu było to coś naprawdę ciekawego.
I oczywiście wszędzie ludzie z MATE. Ciekawe czy wiecie co to.... To taka herbata którą przygotowuje się z liści w specjalnych naczyniach, zalewając te liście gorącą wodą. Do tego potrzebny jest więc termos. I taki właśnie zestaw – czyli drewniane lub ceramiczne naczynie z którego się pije, termos z wodą i tzw. bombilla – metalowa rurka służąca do picia. Tradycję picia mate najczęściej spotyka się właśnie w Urugwaju i Argentynie. Ludzie piją ją codziennie, o każdej porze dnia, mimo że podobno ma właściwości pobudzające. Pije się ją w domu, w pracy, na ulicy, w samochodzie… wszędzie… to niesamowity widok, że gdziekolwiek się rozejrzysz – widzisz kogoś z termosikiem w jednej i pojemnikiem w drugiej ręce. Ja próbowałam tego ale niezbyt mi smakuje.
Co jeszcze można spotkać na ulicach. O dziwo sporo Polaków! Podobno w okresie międzywojennym przybyło ich tu ponad 8 tys. Polaków a obecnie w Urugwaju mieszka, według różnych szacunków, około 10-15 tys. Polaków. Także rozmawiając z kimś często słyszy się że ten ktoś ma korzenie polskie, albo znajomego z naszego kraju.
Co jeszcze ciekawego? Co np. mi się nie podobało? Znów ulice, jak w poprzednich odwiedzonych przeze mnie krajach. Znów ludzie kierują jak szaleni, chociaż tu i tak jest lepiej bo trochę bardziej szanuje się pieszych. Ale z drugiej strony np. na skrzyżowaniach nie ma w ogóle świateł dla pieszych, albo są identyczne jak te dla samochodów (3 kółka). Do tego obok samochodów często pojazdami są zaprzęgi konne. Dość typowy widok. Czasem ulice podobne do naszych, europejskich… no gdyby nie te palmy :)
A ceny? Niższe niż w Brazylii ale wyższe niż w Argentynie. Ja miałam to szczęście że wydałam mało pieniędzy gdyż mieszkałam w domu Pablo, z jego rodzicami, którzy przejęli się rolą gospodarzy i dawali mi pyszne jedzenie (niestety ten kraj nie ma typowego jedzenia więc je się to co w innych krajach – mięso, ziemniaki, jakieś sałatki, pizzę, hamburgery itp.), i zapewniali rozrywki – zwiedzałam albo z Pablo albo z jego bratem, byliśmy na pierwszych urodzinach takiej dziewczynki (tu typowe jest robienie imprezy w specjalnych miejscach imprezowych), a w sobotę zabrali mnie do Punta del Este o której będzie w następnym poście. W każdym razie naprawdę przemili ludzie.
Co jeszcze tam zobaczyłam? Np. przez przypadek natknęliśmy się na imprezę na ulicy, podczas której integrowano społeczność z ludźmi niepełnosprawnymi, a także innymi (np. homoseksualistami). Weszliśmy też na uniwerek na którym Pablo studiuje, który przerobiony jest z dużego domu, co tu podobno jest dość popularne.
Niestety na początku było dość zimno, ale później się ociepliło, i naprawdę mieliśmy szczęście z pogodą.
Aha jest tu też plaża. Nawet całkiem ładna. Niestety widziałam ją tylko w nocy.
Także naprawdę ciekawy kraj, jednak nie mam czasu się teraz już rozpisywać (mimo że można by pisać jeszcze długo) bo czas zwiedzać dalsze miejsca :)
Spójrzcie na fotki. A ciąg dalszy nastąpi! PAAA