Argentyna. Buenos Aires. Nawet nie wiem od czego zacząć. Minęły tu już - a może tylko - dwa dni a ja już tyle zobaczyłam… I po tych kilku chwilach muszę przyznać że miasto ma niesamowity klimat…
Może najpierw jak tu dojechałam, bo już kilka osób mnie o to pytało. Otóż miałam do dyspozycji kilka opcji z Montevideo – drogą powietrzną, lądową albo morską. Wybrałam tą ostatnią, bo była najtańsza i wydawała się najciekawsza. Za 2h autobus do Colonii i godzinny rejs statkiem zapłaciłam niecałe 40 dolarów (770 pesos urugwajskich). Pablo wraz z rodzinką odwieźli mnie na autobus a później już firma zaopiekowała się moim bagażem więc nie musiałam na razie martwić się o mój nowy plecak, w który musiałam się zaopatrzyć po tym jak moja walizka odmówiła posłuszeństwa. Sam rejs statkiem minął bardzo szybko i w sumie dość nudno, bo jako że była to mała łódka – nie było można wychodzić na zewnątrz. A w Buenos Aires zaraz po wyjściu czekały na mnie 2 osoby z tutejszego AIESECa, które odwiozły mnie do mieszkania w którym zatrzymam się przez te kilka dni – u kolegi z Kolumbii – Sergio. Dobrze że mogę liczyć na AIESECowców. Naprawdę bez nich byłoby dużo ciężej. Nie wiem czy zdecydowałabym się na tą wyprawą nie mając tych wszystkich znajomych. A nawet jak nie miałam znajomych to ich poszukałam, tak jak w Porto Alegre czy teraz właśnie te osoby które mnie podrzuciły.
Także w niedzielę o 19 byłam na mieszkaniu, i po rozgoszczeniu się na korytarzu na którym przyszło mi „mieszkać” ;) oraz po poznaniu 6 współlokatorów z różnych części świata poszłam z Sergio na piwo. Jako że mieszka w uroczej i dość turystycznej dzielnicy San Telmo, to pochodziliśmy trochę po uliczkach i natknęliśmy się na tańce typowego tango ale i różnych innych pięknych tańców, których nazw nawet nie pamiętam lub nie znam. Wyglądało to tak jakby grupa około 60 osób która uczęszcza do jakiejś szkoły tańca przyszła potańczyć w niedzielny wieczór na małym placyku. Tancerze byli w wieku od 15 do 85 lat i mimo że niektórzy tańczyli bardzo amatorsko, to całość miała niesamowity klimat. Muzyka, piwko, ciekawa choreografia… siedzieliśmy tam ładnych kilka godzin, aż zmęczenie nie wygrało i nie wróciliśmy do mieszkania. Niestety nie wzięłam ze sobą aparatu tego dnia… nie wiedziałam czy można o takiej porze ze sprzętem wychodzić, bo różnie ludzie mówią. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo to faktycznie nie czuję się tu zbyt pewnie. Może dlatego że chodzę po mieście sama, a może dlatego że często kręcą się jakieś średnio ciekawe typy. Dlatego zwiedzam tylko jak jest jasno, czyli do ok. 18:30, a później jeśli wychodzę to tylko z kimś. Do tego objęłam praktykę żeby nie wyglądać na turystkę i na taką co ma kasę ;) Dlatego też żadnej biżuterii (o zegarek nie muszę się martwić bo go zgubiłam :( ), ciuchy jak najzwyklejsze (co zresztą też nie jest trudne bo dużo rzeczy musiałam zostawić w poprzednich punktach podróży), i oczywiście nie afiszować się z mapą i aparatem. Mapę sprawdzam np. w jakichś sklepach czy zakątkach gdzie nikt nie widzi, a zdjęcia robię w tempie błyskawicznym – wyciągam aparat – pstryk – i chowam :) Dlatego niektóre może nie są najlepszej jakości. Niestety też pogoda nie jest zbyt piękna, powiedziałabym że typowo jesienna, pochmurno, chłodno.. Ale czasem wyjdzie słoneczko więc nie mogę narzekać.
Co zwiedziłam przez te dwa dni? Pierwszego dnia najpierw wybrałam się do kantoru wymienić urugwajskie pesos i jakieś jeszcze pozostałości brazylijskich reali, i poszłam do punktu turystycznego. Tam dali mi mapę i ładnie pokazali co mam zobaczyć. Obrałam strategię że zacznę od zachodu i będę każdego dnia przesuwać się bardziej na wschód. I wszędzie jak na razie chodzę pieszo, ze względu na to że w ten sposób można więcej zobaczyć, dostrzega się szczegóły których z autobusu zobaczyć nie można. Oczywiście jest też taniej i korzystniej dla zdrowia :) Więc same plusy.
Pierwszego dnia zaczęłam od słynnej dzielnicy La Boca. To bardzo malownicza część miasta wzniesiona przez włoskich imigrantów wzdłuż kanału Riachuelo. Kilka ulic ma domy pomalowane w przeróżnych kolorach co wygląda przeuroczo. Sporo tu turystów, i sporo restauracyjek w których podczas jedzenia można oglądać występy par tańczących Tango i inne tradycyjne tańce folklorystyczne. Niestety miejsca te otwarte są tylko do ok. 17-18 ponieważ później dzielnica robi się dość niebezpieczna. Po spacerku po uliczkach wybrałam się dalej do dzielnic Barracas, na Plaza Colombia, jednak nie ma tam zbyt wiele do zobaczenia. Również Plaza Constitucion można sobie raczej odpuścić. Niestety jest już poza sezonem i wiele parków, placów, i miejsc (jak np. Teatro Colon - jeden z największych na świecie teatrów operowych na 3.500 miejsc) jest odrestaurowywanych, co znacznie utrudnia zwiedzanie wskazanych na mapie punktów. Stamtąd udałam się na słynną Avenida 9 de Julio. Dlaczego słynną? Bo to najszersza ulica na świecie. Ta 18-pasmowa (po 9 pasów w każdą stronę) aleja w swoim najszerszym miejscu ma 140 metrów szerokości! Robi wrażenie. I co typowe dla Ameryki Łacińskiej – prawie nie ma świateł dla pieszych… Piesi muszą obserwować …światła dla samochodów i według nich przedostawać się na drugą stronę tej ogromnej ulicy. Ehhh nie narzekajmy aż tak na nasze polskie drogi bo czasem mam wrażenie że są one tysiąc razy lepsze od tych tutejszych! Ponieważ mieszkanie w którym się zatrzymałam jest blisko 9 de Julio, to stamtąd pochodziłam jeszcze po San Telmo, odwiedzając umieszczone na mapie stare budynki, muzea, teatry.. bardzo ładna dzielnica. Później już jednak dość zmęczona 6 godzinnym chodzeniem wróciłam do mieszkania i wieczór spędziłam z jego mieszkańcami.
We wtorek natomiast za cel obrałam sobie dzielnice Puerto Madero, Casco Historico i San Nicolas. Na Puerto Madero znajduje się uniwerek na którym studiuje Sergio i kilka osób z mieszkania, więc poszłam z nim zobaczyć jak to wygląda. Jest on ogromny, położony przy portach, i robi całkiem niezłe wrażenie. Stamtąd już sama poszłam do ciekawego Parku Kobiet oraz do Parku Naturalnego – rezerwy ekologicznej, wzdłuż której szłam ładną alejką Achaval Rodrigues. Kolejny punkt to bardzo turystyczny Plaza de Mayo, z wielką Casa Rosada (Różowy Dom). Na pewno bez problemu rozpoznacie go na zdjęciach :) Sam plac jest bardzo ładny, posiedziałam tam trochę na słoneczku które akurat nieśmiało wyszło zza chmur. Później przeszłam się bardzo fajną ulicą Floryda. Jest wskazywana jako punkt turystyczny i rzeczywiście pełna jest turystów ale ma swój klimat. Dużo tam sklepów, ulicznych sprzedawców, czasem jakieś koncerty, tango i inne atrakcje. Stamtąd już na San Nicolas, i Plac Lavalle, też całkiem sympatyczny. Buenos Aires pełne jest placów, zielonych miejsc, starych budynków.. to wszystko razem tworzy niesamowity klimat. Przy tym placu, na przecięciu Av. Corrientes i Av 9 de Julio znajduje się wizytówka Buenos – wysoki biały obelisk. Chyba każdy go kojarzy. Wrzucę jedną fotkę też z góry tak abyście widzieli jak szeroka jest ta 9 de Julio i jak widoczny zewsząd jest obelisk. Moją wycieczkę zakończyłam na Plaza de los Dos Congresos, też bardzo ładnym, gdzie wypiłam kawkę i zjadłam empanadę wypełniona warzywami. Jeśli chodzi o ceny to na szczęście nie jest tu już tak drogo jak w Brazylii. Powiedziałabym że ceny są porównywalne do naszych europejskich, chociaż szczerze mówiąc za wiele nie kupuję więc trudno mi powiedzieć. Za kawę zapłaciłam 7 pesos (5,70 zł), za wodę i dwa jabłka 5,60 pesos (4,50 zł) a za obiad w postaci hamburgera, frytek i coli 14 pesos (11 zł) – ale dodam że nie był to McDonalds tylko jakaś mała restauracyjka. A wieczorem ze znajomymi Sergio wybraliśmy się na włoską pizzę za którą zapłaciliśmy już trochę więcej – duża pizza na 2 osoby kosztowała 48 pesos (40 zł) i do tego piwko za 15 p.
Dzień bardzo udany. W ogóle mimo że chodzę sama to dobrze mi się zwiedza. Spędzam w danym miejscu tyle czasu ile chcę, idę dokąd chcę.. całkiem sympatycznie, choć oczywiście czasem brakuje mi towarzystwa, i często przychodzi mi na myśl jak by to fajnie było mieć tu przy sobie moich polskich przyjaciół czy siostrzyczki, albo chociaż moich Trainees z obu krajów. Ale przeżywam to wszystko sama myśląc o was! Mam nadzieję że po moich opisach niejeden z was się kiedyś wybierze na taką wyprawę! Naprawdę warto i nie ma się co bać tylko PODBIJAĆ ŚWIAT :) Pozdrawiam i ruszam zwiedzać dalej!
Na koniec przypomnę tylko słowa piosenki Manamu - Boskie Buenos:
Serdecznie witam panie dziennikarzu
Zanim opowiem panu o swych planach
Na imię mam Gladys del Carmen
La Torullo Gladys Semiramis
Chcę jeszcze raz pojechać do Europy
Lub jeszcze dalej do Buenos Aires
Więcej się można nauczyć podróżując
Podróżować, podróżować jest bosko
Ciągle pan pyta co sądzę o mężczyznach
Ach proszę pana jaki pan jest ciekawski
Naturalnie myślę o mężczyznach
Ale teraz muszę jechać do Buenos Aires
Kiedy wybrali mnie syreną morza
Zaprosili mnie do pierwszej klasy
Częstowali mnie szampanem
Ja uwielbiam szampana w Buenos Aires
Buenos Aires /x4
Dalej pan pyta czy wierzę w astrologię
Chiromancje i horoskopy
Wszystkie inne sprawy czarowników
Oraz tego co się tyczy ciał astralnych
Więc co się tyczy astrologii
Oraz powiedzmy ciał astralnych
Planety Jowisz i innych obiektów
Oczarowują mnie,
lecz przede wszystkim w Buenos Aires
Tymczasem żegnam panie dziennikarzu
I niech pan nie zapomni przesłać
Stu egzemplarzy gazety z wywiadem
Podaruję panu zdjęcie z autografem
Chcę jeszcze raz pojechać do Europy
Lub jeszcze dalej do Buenos Aires
Więcej się można nauczyć podróżując
Podróżować, podróżować jest bosko
Buenos Aires /x4
EHHH BOSKIE BUENOS ;))