W piątek stwierdziłam że wyjadę trochę za miasto, ponieważ samo Buenos już dość dobrze poznałam. Pytałam się wielu osób, szukałam w necie, zaglądnęłam też jeszcze raz do informacji turystycznej i powiedziano mi że warto wybrać się do oddalonego o jakieś 30 km od Buenos miasteczka El Tigre (czyli tygrys). No więc się wybrałam :) Można było skorzystać z dość drogiej przejażdżki jakimś pociągiem turystycznym, ja jednak wybrałam się zwykłym pociągiem, który odjeżdża z dworca Retro i przejazd kosztuje grosze (chyba 1,35 pesos). Podróż trwała jakieś 40 minut i szczerze mówiąc patrząc za okno wiele razy wydawało mi się że jestem w Polsce…. Budynki, grafitti, czasem jakiś teren zielony… tylko ludzie rozmawiający po hiszpańsku i sprzedawcy próbujący wcisnąć różne bibeloty, o których już pisałam, przypominały mi że to Argentyna.
Samo miasteczko jest dość małe i w sumie nie ma za wiele do zaoferowania. Chyba że się lubi Kasyno, bo tutaj jest jedno ogromne. Tym razem nie weszłam, ale z zewnątrz wygląda jakby miało wiele tysięcy miejsc do tracenia pieniędzy. Poza tym jest jakiś park rozrywki (ale co to za rozrywka bawić się tam samemu), i rzekę której nadbrzeże jest w sumie główną atrakcją miasteczka. Znajduje się tam wiele restauracji, miejsc rozrywki, barów. Można wykupić sobie wycieczkę łódką, katamaranem, lub kajakiem, czy innym pływającym stworzeniem :) Ja jednak pozostałam na lądzie gdzie obserwowałam stateczki w ciepłym słonku. Poza spacerem w sumie nic innego nie było do roboty, więc po kilku godzinach wróciłam do Buenos…
Miejsce ładne, chociaż spodziewałam się czegoś lepszego. Może gdy jest się z grupką znajomych lub z rodziną to inaczej czas mija, można posiedzieć przy piwku czy poszaleć na atrakcjach wodnych i lądowych w wesołym miasteczku, ale samej chodzić nie było aż tak super.
To tyle… teraz to już naprawdę wyjeżdżam z Buenos… Kolejny punkt – MENDOZA!!