Geoblog.pl    mabipoland    Podróże    Peru    Arequipa
Zwiń mapę
2010
19
maj

Arequipa

 
Peru
Peru, Arequipa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Wyjeżdżam z kolejnego odwiedzonego przeze mnie kraju. Chile będę wspominać miło, choć byłam w lepszych miejscach… Dlaczego? Chyba przez ludzi… jak pisałam – odwiedzam cudowne miejsca, które na długo pozostaną w mojej pamięci, jednak to co zostaje w sercu to zawarte przyjaźnie i osoby z którymi jeszcze długo pozostanę w kontakcie… Pod tym względem Chile nie zachwyciło mnie, dlatego z nadzieją czekam na kolejne dwa kraje, i znajomych którzy podobno już tam na mnie czekają. O tym wszystkim myśli się podczas drogi, podczas tych wielu godzin w autobusach… Tym razem było tak samo. Podróżuję sama, co wiele osób uważa za wariactwo, szczególnie biorąc pod uwagę mój bardzo europejski wygląd, jasną skórę i włosy. Zdaję sobie sprawę że może być to niebezpieczne. Dlatego jestem bardzo uważna na każdym kroku. Gdybym jeździła z kimś pewnie byłoby bezpieczniej i czas w podróży mijałby szybciej, ale jednak cieszę się że mam tak wspaniałą okazję do poznania siebie, oraz przekonania innych i siebie samą że taka podróż jest możliwa i niezapomniana. W każdym razie w drodze miedzy Chile a Peru myślałam o tych wszystkich miejscach które odwiedziłam i o tych które jeszcze mnie czekają… W Peru oczywiście nie mogłam doczekać się wizyty na słynnym Machu Picchu, w Ekwadorze chciałam pochodzi po plaży… I tak mijał mi czas w autobusach. Pomijając fakt że te przemyślenia zajmowały mi zazwyczaj kilka minut, po których już smacznie spałam :) No może niezbyt wygodnie, ponieważ jakość autobusów z każdą drogą się zmniejszała, ale ja należę do tych osób które raczej nie narzekają, a do tego w autobusach śpią, co z pewnością ułatwia mi moją podróż. Teraz z San Pedro de Atacama chciałam jechać do Arequipa w Peru, jednak niestety wygodne połączenia jak wcześniej nie były tu możliwe. Musiałam najpierw jednym autobusem dostać się na granicę z Peru a dopiero stamtąd kombinować dalej jak tu dostać się do kolejnego punktu mojej wycieczki. Tak więc po całej nocy w autobusie o 6:30 rano byłam w miejscowości Arica przy granicy. Tam podobno można kombinować na własną rękę by przedostać się do Peru trochę taniej, jednak ja szczerze mówiąc byłam już zbyt zmęczona na chodzenie tak wcześnie rano po mieście z 20 kg na plecach i 10 z przodu, do tego tak jak mówiłam nasłuchałam się że jest tam niebezpiecznie, że często zdarzają się tu napady, rabunki…szczególnie osoby wyglądające „inaczej”. Wolałam nie kusić losu, nie ryzykować. Z resztą na dworcu autobusowym od razu po wyjściu z autobusu jest się otoczonym grupką ludzi zachęcających do skorzystania z ich usług w celu przejechania przez granicę więc nie trzeba się było dużo namęczyć żeby znaleźć drogę do Peru. Jednak.. nie byłam aż tak naiwna… dlaczego? Mimo zmęczenia i strachu nie poszłam za jakimkolwiek namawiającym na szybki i tani przejazd w wybrane przeze mnie miejsce… chyba nie trudno się domyśleć że może być to ryzykowne, niebezpieczne. Nie wiadomo kim są te osoby, czy faktycznie należą do jakiejś firmy przewozowej, czy może porywają blond Europejki … brzmi to może dość ostro ale naprawdę nasłuchałam się różnych opowieści, więc z poważną mina ominęłam wszystkie te osoby i udałam się trochę dalej, gdzie znajdowały się dużo poważniej i godnie zaufania wyglądające stoiska z firmami. Wybrałam firmę o której słyszałam wcześniej, wiedziałam że jest dobra, mimo że wychodziło to trochę drożej niż skorzystanie z innych form przejazdu. Jak jednak mówiłam, czasem lepiej wydać troszkę więcej ale być spokojnym… Firma do której się zgłosiłam załatwiała wszystko – najpierw taksówkę którą dojeżdżało się do granicy (jakieś 50 minut drogi), dalej Pani Kierowca poszła ze mną i z 3 pozostałymi osobami które się też z nami zabrały do kontroli granicznej, powiedziała nam gdzie mamy iść, w której kolejce mamy stać żeby było szybciej, (a w kolejkach trzeba było stać dwóch – najpierw po stronie Chilijskiej gdzie dostałam pieczątkę wyjazdową, a później po stronie peruwiańskiej, gdzie pieczątka jest wjazdowa) i dalej zawiozła nas do miejscowości Tacna już w Peru (jakieś pół h drogi). Tam poszła z nami na dworzec kolejowy i miała już gotowy bilet na autobus do Arequipa (był za chwilę, a gdybym przyjechała tu na własną rękę to najbliższy autobus byłby za ponad 3 h). Tak jak mówiłam wyszło to trochę drożej (za wszystko zapłaciłam chyba 14.000 pesos) ale z pewnością czułam się dużo bezpieczniej. Niestety, wszystko nie mogło wyglądać tak różowo, ponieważ po godzinie drogi autobus się zepsuł i musieliśmy długo czekać na następny, do którego nas dopchali mimo że ¾ była już zajęta. Mi się udało i dalsze 3 h spędziłam siedząc (mimo że warunki były bardzo kiepskie) bo wiele osób nie miało takiego luksusu i musiało stać… a raczej nikt by tu nie wywalczył jakiegoś zwrotu kosztów czy czegoś takiego, bo tu wszyscy cieszyli się tylko że mają możliwość dotrzeć na miejsce. Droga była kiepskiej jakości, większość czasu po obu stronach drogi była pustynia, zero roślin, zero życia… smutno strasznie.. i tak samo na takiej pustyni staliśmy czekając na nowy autobus… Także po tych wszystkich atrakcjach dotarłam do Arequipa 3 h później, a że nie miałam telefonu (tzn miałam ale roaming nie działał) i nie mogłam o tym opóźnieniu powiadomić Juana u którego miałam się zatrzymać i który wiedziałam że cały ten czas będzie czekał na mnie na dworcu autobusowym… było mi głupio, więc poprosiłam jakąś panią z autobusu o pożyczenie komórki i wysłałam mu smsa, że dotrę później. I tym sposobem około 18 dnia 19 maja zajechałam do Arequipa, o którym wcześniej nic nie wiedziałam.

Dlaczego w ogóle to miasto znalazło się na mojej drodze? Początkowo właśnie przez to że miałam tam znajomego. Tym razem nie był to chłopak poznany w Kolumbii na projekcie, jak prawie wszystkie osoby które odwiedzam podczas mojej podróży. Juana poznałam w Brazylii, ponieważ też był Trainee w Belo Horizonte, tylko że skończył praktykę niedługo po tym jak ja przyjechałam więc był już u siebie w rodzinnym Peru. Planując podróż pamiętałam że mieszka on na południu Peru, i do tego mniej więcej w połowie między ostatnim punktem w Chile, a kolejnym w Peru, ale dopiero gdy zaczęłam przeszukiwać Internet w celu dowiedzenia się czy jest tam coś do zwiedzenia dowiedziałam się, że niedaleko znajduje się… największy na świecie Kanion!! Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam i z tego co pytałam to większość moich europejskich znajomych też nie… jak to jest że o Wielkim Kanionie w Kolorado w USA słyszeli chyba wszyscy, mimo że jest dwa razy mniejszy niż ten… a o tym kolo Arequipa nie słyszy się w ogóle… Podobnie było z Wodospadami w Foz do Iguacu, które są dużo piękniejsze i większe niż jakaś tam kanadyjska Niagara, a to jednak właśnie o tej drugiej wszyscy słyszeli, a o tych brazylijskich mało kto… Zdecydowanie uważam że trzeba postawić na promocję cudów natury Ameryki Południowej… chyba się tym zajmę po powrocie :)
Dlatego gdy dowiedziałam się że oprócz miłego kolegi jest tam jeszcze takie cudowne miejsce do odwiedzenia nie wahałam się ani chwili. I w ten sposób znalazłam się w Arequipa. A co wiedziałam o tym mieście i całym kraju przed przyjazdem? W sumie niewiele… i niestety tak jest że to co wiemy o tutejszych krajach to kilka typowo turystycznych punktów (bo chyba każdy słyszał chociażby o Machu Picchu), no i może to że to biedne, zacofane kraje… A Peru jest trzecim co do wielkości krajem w całej Ameryce Pd, i mieszka tu prawie 30 mln osób. Chyba nie wszyscy wiedzą, że oprócz hiszpańskiego istnieją tu także dwa inne języki urzędowe – czyli keczua i ajmara, którymi posługują się Indianie. Miałam okazję posłuchać pierwszego z nich i nie ma nic wspólnego z hiszpańskim. W ogóle muszę przyznać że po dotarciu do Peru od razu zobaczyłam i poczułam różnice w stosunku do poprzednich odwiedzonych krajów. Od razu było widać dużo niższy standard życia mieszkańców, na samym dworcu autobusowym większość osób nosiła stare, tradycyjne stroje, (o których jeszcze na pewno napiszę i pokażę zdjęcia), i same miasta robiły wrażenie biednych, zaniedbanych, brudnych…widoki wprawdzie były przepiękne, naprawdę co chwile zachwycała mnie przyroda, natura… jednak cywilizacja jest tutaj dużo uboższa niż chociażby w Chile czy Argentynie. Samo Peru jest krajem biednym, mimo że jest ono jednym z najszybciej rozwijających się krajów tego kontynentu… Wprawdzie pierwsze wrażenie z dworca nie oddało stanu całej społeczności, bo oczywiście jak wszędzie widoczne są podziały na biednych i bogatych, ale jednak ma się wrażenie że tych biedniejszych jest znacznie więcej…

A co to ta Arequipa? To drugie co do wielkości – po stolicy Limie – miasto w Peru. Ma niecałe 900.000 mieszkańców, i z pewnością jest warte odwiedzenia, ponieważ 10 lat temu centrum tego miasta zostało umieszczone na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Jest naprawdę piękne, co zobaczycie na fotkach. Miasto położone jest na wysokości ponad 2.300 m n.p.m. i otaczaja go 3 wulkany – Misti, Chachani i Pichu Pichu, z których ten pierwszy jest wulkanem czynnym, i ma ponad 5.800 metrów wysokości. Podobno wstrząsy sejsmiczne są tu odczuwane co kilka dni, ja jednak nie miałam tej „przyjemności” ich poczuć. Przez ostatnie kilkaset lat miasto kilkakrotnie niszczone było przez erupcję tego wulkanu, którego będziecie mogli zobaczyć na zdjęciach. Często szczyty są ośnieżone, co dodaje krajobrazowi uroku. Zarówno to miejsce jak i wspomniana przed chwilą starówka zrobiły na mnie duże wrażenie. Kamienice wokół rynku są niesamowicie klimatyczne, są śnieżnobiałe, gdyż zbudowane z lokalnych wapieni, przez co Arequipa nazywana jest „Białym miastem”. Białe są nie tylko budynki, kościoły, pałace ale i ulice. Na głównym placu Plaza de Armas (czyli Plac Broni, jak nazywanych jest bardzo wiele głównych placów miast w Ameryce Pd) przesiadują mieszkańcy i turyści, leniwie wylegując się w słońcu lub goniąc i karmiąc wszechobecne gołębie. Dużo zieleni, palmy, fontanny, obowiązkowe flagi Peru… a w tle wspominane wulkany, których niestety nie widać na zdjęciach. Piękna katedra jednak jest widoczna i naprawdę zachwyca.

A co robiłam jeszcze w tym pięknym mieście? Ogólnie byłam tam od 19 do 23 maja, więc dłużej niż miałam to w planie, ale dwa dni – 20 i 21 spędziłam na wycieczce do wspomnianego kanionu Colca o którym napisze w osobnym poście. W pozostałe dni kiedy zatrzymałam się u Juana spędzałam czas z jego rodziną – zabrali mnie nawet na mszę w intencji kogoś z rodziny a później na rodzinną kolację. Takie właśnie momenty są najwspanialsze, bo to tak naprawdę wtedy poznaje się kraj i jego prawdziwych mieszkańców, ich zwyczaje, kuchnię, charaktery… Bardzo miło było siedzieć z nimi i słuchać ich codziennych rozmów, oraz widzieć i czuć jak bardzo interesują się moją osobą i starają się z pamięci wyciągnąć wszystkie informacje o naszym kraju. Miłe to, i naprawdę dobrze się tam czułam. Oprócz tego chodziliśmy wieczorami na imprezki, do barów, miałam okazję spróbować smacznych drinków z tamtejszego PISCO, czyli napoju typu brandy, produkowanego ze sfermentowanych i wydestylowanych winogron. Od wielu lat Peru oraz Chile kłócą się o pierwszeństwo powstania tego napoju oraz o prawo do nadawania tej nazwy swoim produktom. Ogólnie samo w sobie jest średnie, ale drink nazywany Pisco Sour jest naprawdę pyszny. Oprócz tego było mojito, drinki z amaretto czy tajemniczo brzmiący Orgazm :) także było naprawdę wesoło, szczególnie z kolegami Juana. Jednego dnia wybrałam się z chyba 8 chłopakami do baru na mecz, bo był jakiś finał „czegośtam” no więc inna forma spędzenia czasu wówczas nie wchodziła w grę. I wtedy poznałam jeden z trochę dziwnych i dla wielu niesmacznych zwyczajów peruwiańskiej młodzieży. Otóż tych ośmiu facetów zamówiło w barze całą zgrzewkę piwa, tzn. zapłacili za nią z góry, i pili sobie jedno piwo za drugim. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że … pili z jednej szklanki! Dokładnie! Tzn mieli jeszcze jedną, do której zlewali resztki… jeden z nich nalewał sobie piwko, i sączył, oglądając i komentując z resztą mecz i dopiero jak skończył szklankę i zlał resztę podawał ja dalej, by kolejna osoba nalała sobie i piła swoją porcję. Nie było można pić dolewki od razu, nie można było mieć innej szklanki… A gdy pytałam po co to robią… nie wiedzieli ci mi odpowiedzieć, było to dla nich coś tak normalnego, co istniało w ich kulturze „od zawsze” że każdy inny – dla nas normalny – sposób picia piwa z przyjaciółmi był dla nich dziwny.
Oprócz picia chodziliśmy też na jedzenie, miałam okazję spróbować kilka typowych potraw, m.in. ceviche, czyli takiej sałatki z owocami morza, które przyrządza się zalewając surową, posiekaną rybę sokiem z limonki, z dodatkiem cebuli, papryki i soli, i pozostawiając do krótkiego zamarynowania. Całkiem smaczne, choć dla tych którzy nie lubią surowych ryb byłoby ciężkie do przełknięcia. Ponieważ ja jestem bardzo otwarta na nowe smaki – z chęcią zjadłam cały talerz :) mimo że było baaardzo ostre. Podawane to było z dziwnymi ciemnymi ziemniakami oraz dużymi kulkami białej kukurydzy.

I tak mijał mi tam czas. 23 maja musiałam wybrać się w dalszą drogę, szczególnie że teraz czekało na mnie Machu Picchu. Także pożegnałam się z wszystkimi przemiłymi osobami i po 19 wieczorem siedziałam już w autobusie za 25 soles, który tym razem na szczęście miał zawieźć mnie bezpośrednio do Cusco.



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (35)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
izabielerzewska
izabielerzewska - 2010-09-13 12:06
To picie piwa z jednej szklanki?! Może to też chodzi o to, żeby się bardziej upić?
 
T.Kowal
T.Kowal - 2013-05-27 02:42
Witam. Jak już sama się zapewne przekonałaś to Arequipa jest pięknym miastem. Wraz z małżonkã byliśmy tam we wrześniu 2012. Było super
 
 
mabipoland
Magdalena B.
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 130 wpisów130 245 komentarzy245 3331 zdjęć3331 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.06.2010 - 07.06.2010
 
 
30.05.2010 - 01.06.2010
 
 
19.05.2010 - 27.05.2010