Jeszcze jeden spacerek po Buenopolis. Odkryte nowe zakątki, ujrzane nowe zwyczaje, podglądnięte intymne chwile… A co dokładniej?
Cmentarz zamknięty od lat na który bliscy zmarłych nie mają wstępu…. Podobno często przesiadują pod zamkniętą bramą, nie raz roniąc łzy….
Budynki we wszystkich kolorach tęczy, mimo że często bardzo biedne… mieszkańcy nie mają co jeść, ale na farbę znajdą się pieniądze… bo dom to miejsce które dodaje siły i nadziei…
Budynek więzienia, bardzo mały, w którym przesiadują dziesiątki skazańców… znajduje się kilka metrów od głównego placu miasta, ma tylko kilkucentymetrowe okienka, przez co musi być tam niesamowicie gorąco. Byłam świadkiem jak właśnie przez te okienka skazańcy kontaktowali się ze swoimi rodzinami… mama podnosi dziecko by mogło chociaż usłyszeć swojego ojca.. bo zobaczyć go nie może…..
Przejazd kolejowy, na którym zginęło wiele osób, ponieważ np. nie potrafią czytać, i tabliczka „Zatrzymaj się, Spójrz, Posłuchaj” nic im nie mówi… pociągi może nie pędzą tu z ogromną prędkością, ale jest wiele zakrętów, zza których trudno jest cokolwiek ujrzeć. I często kończy się to tragicznie…
Rzeka w której podobno mieszka ogromna anakonda…. Czyhałam na nią na mostku dość długo ale niestety nie miałam okazji jej zobaczyć….
Las eukaliptusowy, w którym są ogromne pająki zjadające ptaki i małe ssaki… i w którym podczas odbywających się w pobliżu biesiad zostaje spłodzonych wielu małych Brazylijczyków ;)
Plantacja warzyw i owoców, piękna, z dorodnymi roślinami, zdrowa… na której nikt nie chce kupować… ponieważ nie przepadają za warzywami…
Ziemia często jest czerwona… nawet bardzo często…
I to co najbardziej mi się podobało … pranie w rzece. Codziennie dziesiątki kobiet (chociaż od niedawna stało się to także męskim zajęciem) przychodzi tu z taczką pełną ubrań, lub niesie ogromną paczkę na głowie i spędza kilka godzin na praniu swoich lub zleconych przez kogoś ubrań, ręczników, pościeli, dywanów… wszystkiego co tylko można wyprać. Często takie wyprawy na pranie to wyprawy całą rodziną, podczas których dzieci kąpią się w tej samej wodzie, mama pierze a ojciec rozwiesza ubrania na specjalnie do tego przystosowanych sznurkach. Nikt tam się nie boi że ktoś ukradnie nie swoje ubrania. Nikt też nie narzeka że ma tyle pracy…wręcz przeciwnie... dla wielu z tych osób to jedyne źródło utrzymania. Za ogromną stertę ubrań, której upranie i wysuszenie może trwać ładnych kilka lub kilkanaście godzin, dostają np. 10 reali (ok. 15 zł). Na początku dziwiłam się że nie ma tu pralek, ale zrozumiałam, że dzięki temu wiele rodzin ma za co kupić chleb. Najdziwniejsze jest to, że nawet hotele, pensjonaty czy restauracje zlecają pranie właśnie w rzece. Na zdjęciach możecie zobaczyć kilka sznurków identycznych białych poszewek, które pochodzą właśnie z pobliskiego hotelu. Wyobrażacie sobie że w Polsce jakiś hotel zleca pranie pościeli w rzece….? Ja raczej nie…
Taka miła wyprawa… a na koniec kilka fotek z wyprawy nad rzekę w celu kąpieli… ja jakoś nie odważyłam się wejść po opowieściach o anakondach, wielkich krabach i niebezpiecznych rwących prądach…. Może następnym razem ;)