Ponieważ mój notesik już pęka w szwach od różnic jakie tu obserwuję, dlatego też czas na kolejną część z rodzaju „ciekawostki”.
Jak poprzednio – jedne rzeczy mniej zaskakujące, inne bardziej, ale większość z nich jest u nas niespotykana, dlatego ciekawa.
Od czego zacząć… Może od tego co tu najczęstsze. A najczęściej spotyka się znajomych – w pracy, na ich uczelni, na ulicy, w AIESEC-u. I co słyszy się zawsze, ale to ZAWSZE? Wzorem języka angielskiego i ich „how are you” tutaj każdy za każdym razem pierwsze słowa jakie wypowiada to „tudo bem?”, co oznacza też właśnie „wszystko ok?”, mimo że ma to być bardziej pozdrowienie, bo nikt nigdy nie oczekuje na odpowiedź na toż pytanie. Odpowiada się że tudo bem, bo nie można powiedzieć że nie jest „bem”. Nawet jeśli życie ci się wali, masz same problemy, to odpowiada się że wszystko gra. Zawsze i wszędzie się to słyszy… nas to lekko denerwuje… ale to nie pierwsza i nie ostatnia rzecz ;)
Może trochę o ulicach. Np. taka obserwacja, że prawie wszystkie poruszające się po ulicach samochody są białe albo czarne. Nie widać aut czerwonych, zielonych, niebieskich, żółtych…. Czarno-biało, czyli nudno. A do tego taksówki są też białe więc wyróżniają się w sumie tylko czerwonymi tablicami rejestracyjnymi (taki kolor tablic mają samochody użyteczności publicznej, więc też autobusy itp.). Bardzo wiele jest tu Fiatów, Volkswagenów i innych popularnych u nas aut.
O tym że na ulicach jest niebezpiecznie już chyba pisałam. I to nie przez to że ktoś może cię okraść (chociaż o tym też później będzie). Bardziej przez wariatów za kółkiem, często po piwie, którzy gdzieś mają przepisy drogowe. Nie raz wręcz krzyczymy na naszych brazylijskich znajomych żeby zwolnili… naprawdę tu przesadzają.
Apropos autobusów, które są częścią mojego tutejszego życia. Nie wiem kto to wymyślił, ale rozkłady jazdy znajdują się WEWNĄTRZ autobusów, a nie na przystankach. Na przystankach ich po prostu nie ma. Także bardzo ciężko jest trafić na odpowiedni autobus, albo zaplanować jakąkolwiek podróż. Można nauczyć się rozkładu zawieszonego wewnątrz pojazdu i w ten sposób się poruszać, ale szczerze mówiąc bardzo to głupie… My jesteśmy nauczeni że na przystanku na którym chcemy wziąć autobus wywieszony jest rozkład, i że autobusy przyjeżdżają na czas… Tu NIE.
Co jeszcze na ulicy? Np. to że światła uliczne dla pieszych zmieniają się dużo szybciej niż u nas w Europie. Nie wiem czemu, ale z zielonego na czerwone zmieniają się dosłownie w kilka sekund, tak więc jeśli ktoś wchodzi na jezdnię na zielonym świetle, to często zaraz musi biec na drugą stronę bo samochody nagle zaczynają ruszać, mając już zielone po ich stronie. U nas jest jednak ta chwila, kiedy piesi dochodzą na drugą stronę zanim auta ruszą. Tu nie. Kolejna bzdura utrudniająca poruszanie się bezpieczne po ulicach.
Jak ulice to i budynki. A jak budynki to ich adresy, numery. Niby prosta sprawa, a jednak i tu można zauważyć coś ciekawego. Chodzi o to, że numery domów czy budynków nie „idą” tutaj po kolei. Często zdarza się, że idę sobie ulicą, widzę np. numer 38 a następny budynek ma nr 56, potem 79, 121…. Dlatego też nawet dość krótkie ulice mogą mieć numerację do kilku tysięcy. Na początku jednego dnia znalazłam się przy numerze 2130 i wiedziałam że muszę dojść do 2689. Masakra… w Polsce czy jakimkolwiek innym kraju przejście 600 numerów byłoby dość czasochłonne… a tutaj zajęło mi kilkanaście minut :) No bo po 2130 było już 2186 czy coś takiego :) Śmieszne jak dla mnie. Nie wiem z czego to wynika.
A jeszcze jedna ciekawostka, że tutaj budynki mają nazwy. Ja np. pracuję w budynku „Mąka”. Ładnie no nie? :)
Ogólnie dość ciężko się tu poruszać, nie jest tak jak w Bogocie, że numery ulic bardzo ułatwiają odnalezienie się. To wielkie miasto i jedyną regułą jaką usłyszałam ostatnio na zajęciach portugalskiego jest taka, że w centrum równolegle do siebie idą nazwy brazylijskich stanów, jednak problem jest taki, że trzeba jeszcze te stany znać żeby się połapać ;) Dlaczego o tym piszę? Bo zdziwiło mnie, że baaaardzo rzadko spotyka się tu kogoś kto ma GPSa! Jest to bardzo wyrafinowany sprzęt, na pewno nie tak powszechny jak u nas. To raczej wygoda dla osób bardzo bogatych. Dlatego też poruszając się z Brazylijczykami autem jest się pewnym że z 15 razy spytają o drogę i dojedziemy na miejsce dużo później niż powinniśmy, bo rzadko potrafią dotrzeć bezproblemowo na miejsce. A do tego ta ich niebezpieczna jazda… ehh
Coś dużo mam notatek o ulicach. Np. taka ciekawostka, że Belo Horizonte jako miasto w którym jednak dość często pada ma budynki do tego przystosowane. Po prostu bardzo często na wysokości kilku metrów jest zadaszenie. U nas chyba raczej nie jest to takie popularne. A tam jak pada to ludzie mają się gdzie schować. Wygodne.
Coś co mnie jeszcze zadziwia tu, to ilość kościołów. I nie mówię tu o pięknych budowlach, ciekawych katedrach. Miejsca modlitwy znajdują się dosłownie wszędzie, i to często w najzwyklejszych budynkach, garażach, domach… Jedynie tablica mówiąca jaki to kościół, i kiedy odbywają się spotkania pokazuje, że to faktycznie miejsce czci i modlitwy. A różnorodność kościołów jest tu niesamowita. Nie potrafię powtórzyć nawet małej części z nich. Oprócz kościołów katolickich ogrom jest tutaj miejsc typu „Święty Kościół Wielkiego Boga”, „Miejsce Serca Jezusowego”, czy kościołów ortodoksyjnych, protestanckich, i wiele wiele innych. I są one pełne ludzi o bardzo dziwnych godzinach każdego dnia tygodnia. Religia ma tu jednak duże znaczenie….
Co jeszcze innego niż u nas…? Bardzo dziwne jest dla mnie to, że wszędzie i prawie wszystko można dostać na raty. I nie mówię tu o samochodach, lodówkach czy telewizorach. Wyobraźcie sobie że tu na raty możecie kupić np. ubrania, chociażby bluzkę za 30 reali można kupić w 3 ratach po 10. Albo różne inne nie aż tak bardzo wartościowe rzeczy, jak książki, buty, deskorolkę czy torbę. W ten sposób właściciele sklepów starają się ułatwić ludziom zakupy i zwiększyć sprzedaż. Innym ukłonem w stronę klientów jest to że wszędzie można płacić kartą. Nawet zapłacenie za bułkę czy paczkę gum do żucia nie jest problemem. W końcu trzeba walczyć o klienta. Tak samo w taksówce – można płacić kartą! W sumie nie wiem jak to jest u nas, bo nie jeżdżę taksówkami, ale mi się to wydawało jakieś inne… Płacenie trwa wprawdzie strasznie długo, bo kierowca musi radiowo połączyć się z centralą, dyktować numer karty pasażera, jakieś kody, kombinacje… swoją drogą czy to jest bezpieczne? Nie wiem….
Jak jeszcze sprzedawcy walczą o klientów? Np. przed sklepem ustawiają osobę która przez megafon albo mikrofon zachęca do zakupów, zachwalając jakie to ma pyszne ciastka, piękne bluzeczki albo tanie zeszyty.
Co jeszcze można zrobić żeby przypodobać się klientowi? Np. nie kazać mu wychodzić z samochodu podczas tankowania benzyny. Płaci się siedząc wygodnie w swoim autku, czy to gotówką czy oczywiście kartą. Nie trzeba jak u nas iść do okienka. Kolejna wygoda.
Jednak mimo tych kilku ułatwień zauważam że robienie jakichkolwiek zakupów jest tu jednocześnie dużo trudniejsze niż normalnie. Pisałam już o tym, że często aby coś kupić trzeba najpierw zapłacić a potem z karteczką iść sobie swój towar odebrać w zupełnie innym miejscu sklepu. I nie dotyczy to tylko kosmetyków, czy przyborów papierniczych, ale także tak właśnie odbywa się to w barach. Najpierw płacisz np. za pastela albo „salgado” (różne ciasta nadziewane kurczakiem, serem, i wieloma innymi przysmakami) a dopiero później inna osoba ci to jedzenie wydaje w zupełnie innym miejscu. Znów sposób na zatrudnienie większej ilości pracowników, czyli zmniejszenie bezrobocia, ale o ile jest to trudniejsze dla obcokrajowców… Czemu? No bo nie zadziała tu sposób „mowy rękoma”. Nie można Pani sprzedawczyni pokazać że chce się tą akurat bułkę czy ten napój, bo trzeba w kasie najpierw za to coś zapłacić. A jak się nie wie jak się dana rzecz nazywa to pojawia się problem. Ja do teraz nie znam chyba połowy nazw tych wszystkich przekąsek.
Kilka słów o … prawie. A dokładniej o policji. Muszę przyznać że dość często widać tu policję, przez co ja czuję się bezpieczniej. Często są to normalni panowie pilnujący porządku, ale zdarzają się patrole konne, czekające na albo obok swoich rumaków na znak konieczności wyruszenia w teren i naprawiania świata ;) Dość popularne są też różne małe punkty policyjne, np. na środku skrzyżowania stoi budka w której dyżurują policjanci, albo są takie ruchome posterunki w samochodach. Stają gdzieś, rozstawiają daszek jak Pani sprzedająca hot-dogi i można tam podejść i poprosić o pomoc w razie potrzeby. A gdy już policyjny radiowóz jedzie na wezwanie, to nie wydaje dźwięku jak nasze „iiiooooo, iiiiooooo” tylko piszczy jak dziecko. To przeraźliwy pisk, który na początku nie wiedziałam co oznacza. Strasznie wysoki ton, który podobno czasem jest naśladowany przez „mądralińskich” młodych kierowców, którzy piszcząc tak głośno zmuszają niezorientowanych kierowców przed sobą do usunięcia się z drogi i skorzystania żeby szybciej mknąć przez ulicę. Spryciarze… ;)
Jeszcze apropos policji, to podobno nie ma tu mandatów za przechodzenie na czerwonym świetle. Dlatego też tyle ludzi to beztrosko robi. Ja jakoś mam obawy gdy z kimś idę, i ten ktoś pod nosem policjanta wchodzi na jezdnię na czerwonym świetle. Ja mam zakodowane że policjant = mandat za takie wykroczenie. Nie mówiąc o tym że to niebezpieczne, szczególnie tu.
Pisałam też wam kiedyś, że tutaj samochody w nocy nie zatrzymują się na czerwonym świetle. Niedawno dowiedziałam się że jest to dozwolone! Dlaczego? Ponieważ zatrzymując się w nocy można stać się łatwym łupem dla złodziei… Dlatego nie trzeba się zatrzymywać, można zwolnić i jechać dalej. A jeśli policjant da jednak mandat za to, wówczas można się odwołać i nie będzie się tego mandatu płaciło. Jest to jednak kraj niebezpieczny… ale jak może być bezpieczny, skoro 45% ludzi żyje za mniej niż 4.000 zł rocznie, a 25% za mniej niż 1.000 zł rocznie…. Tam gdzie brak pieniędzy - pojawia się przemoc… tak jest zbudowany ten świat.
A teraz trochę lżej. Już nie o prawie, kartach kredytowych czy autobusach, tylko np. o tym jak modne są aparaty na zębach :) Naprawdę wiele osób je tu nosi, i wcale się tego nie wstydzą! Wręcz wdzięcznie się uśmiechają, pokazując druty na zębach. Mi się to w ogóle nie podoba. Ale tu to norma.
Aaa i jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała. Trochę mnie już w Polsce nie ma, i jestem ciekawa czy tam też już dotarła Fanta Light, Sprite Light czy Hals Light…Bo tutaj są :)
No i ostatnia ciekawostka. Taka już zupełnie na luzie.. ;) Wyobraźcie sobie że bardzo często klapy na ubikacjach nie są tu plastikowe tylko… takie jakieś wygodne, miękkie. Bardzo ważna informacja no nie? ;) Hihi jakoś tak chciałam się nią z wami podzielić.
Dobrze już chyba dość tych informacji na dziś. Kolejna porcja już wkrótce…. POZDRAWIAM!!