Kilka osób się skarżyło że mało piszę na blogu. Może faktycznie trochę się opuściłam w pisaniu, ale cały czas mam coś do roboty, a dostęp do internetu też ograniczony, choć wiem że to nie wystarczające wymówki :)
Piszę jak dzieje się coś naprawdę ciekawego, albo jak zbiorę "materiał" do jakiegoś tematu, tak jak przygotowuję się żeby napisać wam i pokazac na zdjęciach jedzenie tutejsze. No bo nie będę wam wrzucać zdjęć z wyjść do baru, bo mi napiszecie, że moich znajomych to już znacie, i chcecie widoczki ;) (choć teraz i tak kilka wrzucę! :) ) A tak jakoś wychodzi, że jak nie praca to spotkania z moimi zwariowanymi Trainnes! Już zrobiło nas się 10!! Grupa nam sie rozrasta, choć teraz osiągnęła punkt kulminacyjny, i już powoli niektóre osoby zaczną wyjeżdzać... najpierw Ola, a potem już ja... nie wyobrażam sobie na razie tego, ale jeszcze o tym nie myślę. W zeszłym tygodniu dziesiątkę dopełnił David z Belgii, całkiem sympatyczny. Także po pracy lub po lekcjach portugalskiego często idziemy na piwko, albo weekend spędzamy u kogoś, czy wspólnie coś robimy… Tak jest ostatni weekend, podczas którego mieliśmy lekcje brazylijskich tańców (samba, forro), a następnego dnia u Mauricio oglądaliśmy filmy bo padało. A w poprzedni urządziliśmy wspólne gotowanie, i przez cały dzień i całą noc zajadaliśmy się potrawami polskimi, kolumbijskimi, meksykańskimi, brazylijskimi, popijając polską wódką, kolumbijską aguardiente i tutejszą cachacą. Ogólnie właśnie z moimi międzynarodowymi znajomymi spędzam najwięcej czasu i najlepiej się dogaduję. Czasem nawet Brazylijczycy mają nam za złe, że ich nie zapraszamy na nasze spotkania… a my czasem po prostu mamy dość ich niezorganizowania, niemożliwości podjęcia decyzji… więc organizujemy sobie czas sami. Teraz też ja staram się zorganizować sobotni wypad nad wodospady. Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo znów ma padać, ale jak nie teraz to w Wielkanoc. Bo raczej typowej Wielkanocy tu mieć nie będę… tutaj się tych świąt za bardzo nie obchodzi, nie ma nawet procesji jak w Hiszpanii. W niektórych miasteczkach czasem podobno się coś dzieje, zobaczymy co uda nam się zobaczyć.
Co jeszcze? W pracy ostatnio mam trochę do robienia, bo kończymy projekt w którym musimy określić wszystkie koszty na cały rok, i ja jestem odpowiedzialna za ustalenie wszystkiego tak, żeby suma wyszła 500.000 reali. Także mogę komuś zmniejszyć lub zwiększyć zarobek, w zamian np. za kupno większej ilości komputerów czy innych sprzętów… W sumie dość duża odpowiedzialność. Ale podoba mi się, no i niezła to szkoła portugalskiego dla mnie.. A portugalski idzie mi coraz lepiej, wiele osób mi mówi że szybo się uczę :)
Oczywiście w pracy też jest czas na wspólny obiad – teraz gotujemy razem z zaprzyjaźnioną Fundacją i jemy wszyscy razem, wygłupiamy się też z dziewczynami, gadamy. Fajnie jest, naprawdę. Dzięki temu gotowaniu nauczyłam się przyrządzać typowe tutejsze potrawy, ale raczej nie zrobie ich w Polsce, bo jedna składa się z uszu, nosów, ogonów, skóry i innych części świni (bleeee) a inna wymaga mąki z warzywa które u nas nie rośnie ;) wiec byłoby ciężko. Namawiają mnie tu żebym zrobiła coś polskiego, więc muszę chyba obmyślić proporcje dla 15 osób na bigos. Bo jakimiś plackami ziemniaczanymi czy pierogami to oni by sie nie najedli… oni tutaj muszą mieć ryż, ziemniaki, makaron.. oczywiście wszystko razem na jednym talerzu.. więc do tego bigos nawet by pasował. Ciekawe jak się sprawdzę w roli kucharza :)
Co jeszcze robię? Hmm poza pracą, imprezami, portugalskim… ostatnio zajmuję się organizacją mojej wyprawy po Ameryce Południowej po skończonej praktyce tutaj. W Belo Horizonte zostaję do 20 kwietnia (praktykę kończę 16go) i razem z trainees jedziemy na 5 dni do Rio de Janeiro. I tam też się z nimi żegnam… i ruszam dalej… Kilka miast Brazylii – Urugwaj – Argentyna – Chile – Peru – Ekwador – Kolumbia no i Polska… z tego co patrzyłam to powinno mi to dając tak do połowy czerwca… trochę czasu, ale ile zobaczę! Plus jest taki że w prawie wszystkich miejscach do których chcę jechać mam znajomych których poznałam w Kolumbii, więc nie będę musiała płacić za nocleg. Mam nadzieję że moje przez ponad rok w Polsce gromadzone fundusze wystarczą na tą podróż… oby… bo jak nie to zostanę jeszcze na tym kontynencie ;) Nie no, żartuję :) Choć na prawdę mi tu dobrze… To kto się dołącza do podróży ze mną? :)))
Pozdrawiam