Czas mija nieubłaganie. Za kilka dni stąd wyjeżdżam. Minęły 4 miesiące odkąd przyleciałam do Brazylii a czuje jakbym przyjechała przed tygodniem. Mam wrażenie że tak wiele mam jeszcze do zrobienia, do zobaczenia... a jednocześnie wiem, że zobaczyłam sporo, poznałam super ludzi, spędzałam świetnie czas. W każdy weekend coś robiliśmy z moimi międzynarodowymi znajomymi. Kilka dni w tygodniu się spotykaliśmy. W Polsce tak nie jest. Tam życie jest inne, tym bardziej w małej Mosinie.
Wiem że będzie mi tego brakowało, tego że w każdej chwili można wyjść do baru, czy tego że w każdy weekend mam grupę znajomych z którymi mogę pojechać w jakieś ciekawe miejsce… Oczywiście mogliśmy jeździć jeszcze więcej, ale niestety nasze budżety są ograniczone, a większość Trainees, podobnie jak ja, pracuje na wolontariacie. Nie udało nam się pojechać np. do Bahia, Salvadoru, czy jeszcze bardziej na północ Brazylii, a z relacji Konrada widać że warto... Może innym razem. Tylko czy jeszcze tu wrócę? Tego nikt nie wie. Wiem że chciałabym jeszcze kiedyś przylecieć na ten kontynent, bo podoba mi się, ale wiem też że muszę pomyśleć o normalnej pracy i normalniejszym życiu w Polsce. Mimo podróży którą planuję wiem że jeszcze wiele miejsc nie zostanie przeze mnie tu zbadanych. Będę tęsknić za tym życiem ale teraz tęsknię już też za Polską. Za rodzinką, znajomymi, za moim pieskiem :) Za naszym jedzeniem, za innym typem ludzi. Bo tutaj wiele rzeczy mnie denerwuje. Najdziwniejsze jest to, że te same rzeczy mogą mi się jednocześnie podobać i nie…Co na przykład? Na przykład charakter Brazylijczyków. Co mi się podoba? To że do wszystkiego podchodzą na luzie, ze spokojem, że potrafią po prostu cieszyć się z życia i z małych przyjemności, nie marudzą tak jak Polacy… Dla nich praca jest dodatkiem do życia, a nie jest jego najważniejszym punktem. Ważniejsze są spotkania z rodziną, ze znajomymi. Tu wszystko odbywa się wolniej, przez co ludzie nie stresują się tak. Nie planują tak jak my, więcej rzeczy odbywa się na spontanie, a jak coś nie wyjdzie, gdy ktoś spóźni się godzinę na spotkanie lub nie zadzwoni mimo że obiecywał… to po prostu… nic się nie stanie. Żyje się dalej. A u nas często to nie do pomyślenia. Te cechy mi się podobają. Ten luz i bezstresowość. A jednocześnie często doprowadzało mnie to do szału… szczególnie w pracy… Już o tym pisałam, ale jest to coś co bardzo się tu na mnie odbiło. Dla mnie praca to praca. Idzie się do niej by coś konkretnego i pożytecznego w niej zrobić. A nie by słuchać muzyki, rozmawiać i robić wszystko by tylko nie pracować. Nie wyobrażam sobie mając projekt do zrobienia na wczoraj, szukać wymówek by go nie zrobić. A tu tak jest. Po co pracować… nie ma pośpiechu… czemu chcesz się męczyć, myśleć…. Nie jestem przyzwyczajona do takiego czegoś. Może zbyt dużego doświadczenia w pracy nie mam, ale jestem nauczona że jeśli coś jest do zrobienia, to należy to zrobić. I już. A tu niekoniecznie… To mi się nie podoba. To olewanie. Ale także to że ludzie rzucają słowa na wiatr. To chyba nawet dużo bardziej mnie wkurza. Wypowiedziane słowo nie jest żadną gwarancją jego spełnienia. Powiedzenie „zadzwonię do ciebie w tym tygodniu” najczęściej oznacza że samemu będzie się trzeba kontaktować z tą osobą, bo ona nigdy nie zadzwoni. Słysząc „przyślę ci to”, czy „poszukam”, „pomogę ci”… wiem że muszę sama poszukać, postarać się… niestety nie można na nich liczyć. W bardzo rzadkich przypadkach faktycznie spełniają obietnice… no i ten brak punktualności. Pół godziny to normalka. Godzina jest też jak najbardziej dopuszczalna. Albo nie przyjście w ogóle mimo że się potwierdziło przybycie. My nie jesteśmy do czegoś takiego przyzwyczajeni… Dlatego chyba nie mogłabym tu pracować… Wolę nasze polskie zasady, punktualność, planowanie… oczywiście czasem spontan jest super, ale są sytuacje w których po prostu trzeba coś wcześniej wiedzieć, zaplanować, a tu to naprawdę trudne. Dlatego tak dużo bardziej wolę spędzać tu czas z Trainees. Jak coś wymyślimy, postanowimy, to tak będzie. Decyzje podejmujemy szybko, działamy sprawnie. Mimo że są wśród nas inni Latynosi ;) Ale jakoś zauważyliśmy że mamy ze sobą więcej wspólnych tematów niż z Brazylijczykami… Mimo to za wszystkimi nimi będę tęsknić… jednak trochę czasu tu spędziłam.
Ale chciałam napisać jeszcze o kilku rzeczach które mnie tu zaskoczyły lub tak jak poprzednio – które są inne niż w Polsce. Jedną z takich rzeczy jest odbieranie telefonów… Co w tym takiego dziwnego? To że dzwoniąc w jakiekolwiek miejsce nie przedstawiają się tylko od razu pytają …”kto mówi”. Dla wszystkich polaków tu było to zaskoczenie. U nas kultura wymaga że dzwoniąc to my mówimy kim jesteśmy i z kim chcemy rozmawiać a tu wygląda to tak: wykręca się numer, ktoś odbiera, dzwoniący pyta „kto mówi”, odbierający odpowiada, dzwoniący mówi z kim chciałby rozmawiać i dopiero później po dodatkowym pytaniu mówi kim jest… Wyobraźcie sobie że za każdym razem gdy ktoś do was dzwoni (chodzi o telefony stacjonarne na których nie wyświetla imienia :) ) pierwszymi słowami jakie słyszycie jest „kto mówi”. Mnie to bardzo denerwuje.
W ogóle różne zachowania mnie tu denerwują, ponieważ jestem przyzwyczajona m.in. do Polskich kawalerów. Za którymi tęsknię ;) A tu…. Gdy skończy się woda, nierzadko zdarza się że to kobieta idzie do sklepu i targa 20 litrowy baniak, mimo że obok siebie ma mężczyzn… (przykład z mojej pracy). Faceci nie mają poczucia że mogliby pomóc. Wiele jest takich sytuacji z których polscy Panowie zachowaliby się inaczej, i ja właśnie takie zachowanie preferuję.
Coś co też mi się nie podoba to palenie wszędzie gdzie popadnie. Łącznie z pracą. W swoim biurze, w biurze osób niepalących. I strzepywanie popiołu na podłogę. Grrrr….. Masakra…
A co powiecie na ładne, brazylijskie kobiety (których naprawdę jest tu sporo!), ubrane lepiej lub gorzej, często z pięknie pomalowanymi paznokciami i z … włosami na nogach… Bleeee…. Ładne szlaczki na paznokciach u nóg i gęsty busz… natura górą, ale wtedy jak się do tego mają te nienaturalne paznokcie….? Czasem ludzie mnie tu naprawdę zaskakują…
Bardzo popularne są tu tatuaże. U kobiet i u mężczyzn. Duże i małe. Na różnych częściach ciała… Naprawdę jest ich sporo. Często np. kobiety mają 3 gwiazdki albo 3 motylki za uchem. Albo różne motywy na podbrzuszu, na dole pleców, na kostkach… jest to bardzo popularne.
Tak jak popularne jest noszenie aparatów na zębach, ale o tym już chyba pisałam kiedyś. Osoba wyglądająca na średnio zamożną nosząca aparat – norma. Nie wiem czy są one tu tak tanie (nie sądzę) czy naprawdę Brazylijczycy aż tak dbają o zęby… choć w sumie sądząc po ich nawyku ich mycia po każdym posiłku można stwierdzić że chyba faktycznie im na tym zależy.
Wyjdźmy na ulicę. Tam zawsze jest wiele ciekawych rzeczy… Np. to że na zwykłym budynku albo na ciężarówkach, taksówkach, autach osobowych, autobusach, czy nawet przenośnych budkach z popcornem bardzo często znaleźć można napisy odnoszące się do Boga… „Jezus jest królem”, „Bóg Cię kocha”, „Jezus istnieje” i wiele takich to norma. Spotkać też można dziwne sklepy, jak np. sklep z wielkimi figurkami np. z bajek, które można wypożyczyć na imprezy dla dzieci. Albo cały wielki sklep z figurkami religijnymi. My też mamy sklepy o tematyce religijnej, ale są w nich książki, pamiątki, wiele rzeczy związanych z religią, a nie tylko tysiące figurek przedstawiających tych samych świętych w 50 różnych pozach… oczywiście świętych z wielu religii…
Jest też kolejny dziwny „zawód” niedawno przeze mnie odkryty ;) To dlatego że nie chodzę za często do sklepów. Otóż u nas to też normalka że są w sklepach osoby które pilnują żeby nikt nic nie ukradł. Szczególnie w sklepach z których nie ma bramek. Tutaj natomiast są specjalne podwyższenia, z krzesełkami, albo poduszką na drabinie, na której siadają osoby (jakieś 2-3 metry nad ziemią) i obserwują kupujących. To samo jest w bankach przy bankomatach. Pani Policjant ma swoje miejsce kilka metrów nad zwykłymi szarymi ludźmi. Mnie to trochę krępuje, no ale jak już wiecie – Brazylijczycy uwielbiają wymyślać różne zawody by tylko zmniejszyć bezrobocie!.
Co jeszcze widać z ulicy? Albo czego nie widać? Mało jest psów i kotów. W porównaniu z Europą osoba przechadzająca się z pieskiem na smyczy jest tu prawdziwą rzadkością. Albo kot spacerujący po chodniku. Nie wiem czemu tak jest ale jest ich dużo mniej niż u nas.
Za to jak już nie raz podkreślałam – bardzo dużo jest osób śpiących na ulicy :( Naprawdę to przykre… to jedna z rzeczy które najbardziej mnie tu zaszokowały… na szczęście czasem zdarzy się ktoś kto da takiej osobie jakąś monetę albo niedokończoną kanapkę… Większość osób jednak mija tych ludzi bez jakiegokolwiek współczucia, czasem się prawie o nich potykając, a często też słyszy się że obgadują oni te osoby mówiąc że na pewno mają one domy i rodziny, tylko takie życie jest dla nich wygodniejsze… albo że żebrując dorabiają do pensji… trudno stwierdzić jak jest naprawdę. Ja jednak za każdym razem gdy przechodzę obok takiej osoby czuję ukłucie w sercu…
Dobra, nie będę już tak smucić. Nie o to chodziło w tym wpisie. W końcu Brazylia to naprawdę wspaniały kraj :) I rozrywkowy. Alkohol jest tu dozwolony w miejscach publicznych więc jest naprawdę imprezowo ;) Może jest to spowodowane tym że jest tu tak gorąco i chłodzenie się zimnym piwkiem jest przyjemne, a może tym żeby nakręcać sprzedaż… w każdym razie nie ma strachu że policjant nas ukaże za butelkę w ręce.
A co jest nakazane a nie dozwolone? Np. mundurki w szkołach. Wszystkie dzieciaki je mają. U nas to wciąż temat do dyskusji… a co do szkół to jeszcze dodam że niestety tutaj studenci i uczniowie nie mają takich ulg jak u nas. Np. nie ma zniżek studenckich na transport publiczny. Student płaci tyle samo za przejazd co niestudent – np. 2,30 reala (prawie 4 zl) za pojedynczy przejazd autobusem. A kupując kartę która doładowuje się kwotą jaką się chce – też nie ma się nic taniej. Wychodzi na to samo. U nas kupując bilet miesięczny płaci się mniej. Tu takiej filozofii nie ma.
Czy to właśnie ze względu na ogólnie wysokie koszty studiowania tak wiele jest tu osób z małym wykształceniem? Bo niestety takich osób jest naprawdę dużo. Miałam okazję się o tym przekonać np. ostatnio w pracy gdy tworzyłam wykresy do przeprowadzonych ankiet wśród osób które są „głowami” domów candomble. Ludzie które opiekują się sporą grupą osób. Nie dało się ukryć – spory procent tych ludzi jest sklasyfikowanych jako analfabeci, sporo jest osób o wykształceniu podstawowym niepełnym (np. tylko 2 klasy naszej podstawówki) czy osób umiejących czytać ale które nigdy do szkoły nie uczęszczały. Procent osób z wykształceniem wyższym jest smutno niski… Widać po tym że Brazylia ma jeszcze sporo do nadgonienia w swoim rozwoju i ekonomii w porównaniu do krajów rozwiniętych.
Ogólnie bardzo wysokie koszty życia w porównaniu z niską płacą podstawową sprawiają że wiele rodzin na problemy z utrzymaniem się. Naprawdę jest tu drogo i kraj jest ogólnie biedny. Ja sama nie wiem gdzie uciekają mi tu pieniądze… na pewno sporo idzie na telefony, mimo że ja dużo nie dzwonię. Kilka smsów, kilka minut i już cała doładowana suma znika… A jakość sieci komórkowych jest tu raczej kiepska. Nie dość że mega drogo, to często nie słychać co osoba po drugiej stronie słuchawki do nas mówi. Nie mówiąc już o tym, że np. wyjeżdżając poza granicę danego stanu (województwa) komórka może w ogolę nie działać! Wyobraźcie sobie że jedziecie do miasta kilkaset km dalej i komórka przestaje funkcjonować… Za takie pieniądze…? Coś chyba nie gra… kolejna rzecz do poprawienia w tym kraju. Co jeszcze dziwne w komórkach? To że numery komórkowe mają … numer kierunkowy. Tak jak u nas stacjonarne. I to nie na cały stan, tylko na dane miasto. Belo Horizonte ma np. 31. Ale jak ktoś kupił kartę startową w mieście obok to będzie miał inny nr kierunkowy. Dziwne to….
Rozpisałam się znów… ale nie wiem czy jeszcze napiszę tu coś przed wyjazdem z Brazylii… kolejne dni będą pełne pożegnań, ostatnich zakupów, pakowania, i znów pożegnań… więc możliwe że kolejny już wpis zrobię z jakiegoś miejsca mojej wyprawy. Z którego? Zobaczymy jak będzie z dostępem do Internetu. Bo miejsc w których się zatrzymam będzie sporo… Dla tych którzy jeszcze nie wiedzą, po Belo Horizonte wybieram się najpierw do Rio de Janeiro, później na wodospady Foz de Iguazu, następnie Porto Alegre, i dalej już Urugwaj, Argentyna, Chile, Peru i Ekwador…. A później już Polska. Na początku czerwca. Już albo dopiero… Nie powiem, trochę się boję, gdyż będę podróżować sama, do tego z dużą nieporęczną walizką, i wyglądem typowej turystki (niestety z tym kolorem włosów i skóry trudno jest mi jest tu się wtopić w tłum ;) ) ale w większości miast do których się wybieram mam znajomych, którzy mam nadzieję mnie przygarną i pomogą. …
Jak podsumować te 4 miesiące? Nie jest to łatwe. Wiem że wiele osób po powrocie do Polski będzie mnie pytało „no i jak było”… Ale nie da się opowiedzieć tylu miesięcy życia w kilku słowach, i w ogóle ciężko jest opisać coś czego się samemu nie przeżyło… Na pewno jednak bardzo mi się tu podobało. Mimo swoich wad kraj jest piękny, pełen cudownych miejsc, wspaniałej natury, przemiłych ludzi…. To co myślimy o Brazylii, że to tylko Karnawał w Rio i wszechobecna samba – jak mogliście się przekonać z moich opowieści - nie jest prawdą. Chociażby dlatego, że tu tańczy się dużo mniej niż np. w Kolumbii. I mało kto umie tańczyć sambę. Nikt też nie jeździ na karnawał do Rio… Stereotypy …. Nie sprawdzają się. Po prostu trzeba przyjechać i samemu się przekonać! Albo poczekać aż wrócę do Polski i jeszcze raz (albo pewnie przynajmniej kilkadziesiąt razy) opowiem jak to było…. Ogólnie – wyjazd bardzo udany…. Cieszę się że się na niego zdecydowałam. Nie żałowałam ani przez minutę… no może tylko gdy cierpiałam po oparzeniu słonecznym ;)
Także dziękuję za tę wspólną podróż po tym ogromnym kraju i … zapraszam do dalszej podróży!!