Geoblog.pl    mabipoland    Podróże    Peru    Machu Picchu - najbardziej znane miasto Inków
Zwiń mapę
2010
25
maj

Machu Picchu - najbardziej znane miasto Inków

 
Peru
Peru, Machu Picchu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 388 km
 
W końcu się stało. Doczekałam się. Za kilka godzin miałam znaleźć się w najsłynniejszym na świecie mieście Inków…jedno z najsłynniejszych turystycznych punktów na Kuli Ziemskiej... Nie mogłam w to uwierzyć… a jednak! Tak długo czekałam na ten dzień… choć z drugiej strony jeszcze jakieś dwa miesiące temu w ogóle nie przypuszczałam że mogę się tam znaleźć…. W nocy nie mogłam spać, i nie wiem czy to z zimna, czy z podekscytowania. Musiałam wstać już o 6 a do hostelu wróciłam tego dnia dopiero o 2 w nocy, więc trochę taka wyprawa trwa. Ale tak faktycznie w samej wiosce byłam może 3 h. Czemu tak długo to wszystko trwało? Zaraz wam wytłumaczę….

O 6:30 syn właściciela hostelu zawiózł mnie na miejsce odjazdu vanów i spotkania z ludźmi którzy też wybierali się dziś w to tajemnicze miejsce. Wyczuwało się podekscytowanie, ostatnie sprawdzanie aparatów i zapasu baterii, rozmowy z członkami rodzin „jak to będzie”. Było już tam o tej godzinie sporo ludzi, każdy z nich miał na bilecie wskazaną godzinę odjazdu busa i trzeba było trochę czekać. Woleliśmy (tzn ten facet z hostelu mi to poradził) być wcześniej bo czasem różne „cyrki” się tam podobno dzieją, że np. mimo że ma się wykupiony bilet to nagle nie można wsiąść bo jakaś inna grupa się wepchnęła i takie tam. Więc właściciel mnie zostawił i wprawdzie poczekałam chyba godzinkę, ale przynajmniej byłam pewna że wjadę dziś. I tak mimo że van miałam zarezerwowany na 8:45, to moja grupa była jakaś taka zgrana że o 8:10 już ruszaliśmy w drogę. Firma którą jechaliśmy nazywała się PeruRail, i byli też ludzie którzy dopiero rano kupowali bilety, ale jednak ja bym tak nie ryzykowała. Bilet jaki miałam to Backpacker i kosztował 48 dolarów w jedną stronę, i obejmował wszystkie środki transportu jakie wezmę by się tam dostać. Tak więc vanem jechaliśmy jakieś 2 h, ok. 10:20 dojechaliśmy do wioski Piscacucho, a droga po jakiej jechaliśmy była bardzo kiepska, wszędzie piach, bardzo wąsko… Zastanawiałam się dlaczego nie zrobią porządnie trasy którą codziennie przejeżdża tysiące turystów. Wyobraziłam sobie jakieś znane osoby jadące tędy i wkurzające się na podskakiwanie na kamieniach i chwianie się samochodu. Mi to nie przeszkadzało ale jakoś myślałam o przyzwyczajonych do wygód osób. No może trochę i mnie to denerwowało, bo mimo iż byłam przyzwyczajona do różnego typu dróg w Ameryce, to jednak tutaj czasem było naprawdę niebezpiecznie, gdy nad rzeką, nad wąwozem np. musieliśmy przeciskać się dosłownie na milimetry obok innego pojazdu…

Po dojechaniu na miejsce do pierwszej wioski czekaliśmy godzinę na pociąg. Tam oczywiście jak zwykle bardzo wiele stoisk z czapkami, szalikami, uchwytami do butelek, narzutami… ale też wodą czy słodyczami, potrzebnymi w dalszej drodze. Wprawdzie nikt o tym nie mówił, ale domyślałam się że w samej wiosce nie będzie gdzie kupić jedzenia, więc zaopatrzyłam się wcześniej w kanapki na cały dzień i wcześniej też pomyślałam o wodzie, więc nie musiałam tam kupować tej kilka razy droższej. No bo wiadomo – im bliżej ważnego punktu turystycznego – tym drożej. Odwieczne prawo turystyczne :) Pozytywnie zaskoczyło mnie jednak to, że coś tam dawali za darmo! Mianowicie herbatę o której już pisałam przy okazji wjazdu na Kanion Colca – mate de coca, czyli ten narkotyczno-podobny napój pobudzający i pomagający znieść dużą wysokość. Wypiłam chyba dwa kubeczki, ale jakoś nie czułam się bardziej pobudzona ani nic. Także poczekałam sobie spokojnie godzinkę i o 11:25 mieliśmy pociąg który ruszał do Aguas Calientes, już blisko Machu Picchu. Tym razem był on w lepszym stanie, do tego byłam w przedziale w którym nie było prawie nikogo. Podróż trwała 1,20 h i podczas niej jakaś miła Pani wprowadzała nas już w klimat tego miejsca i opowiadała różne ciekawe historie. Pociąg jechał po specjalnej trasie, z lewej strony rwąca rzeka, z prawej i przed nami góry, cudowne, ogromne, zielone… piękna podróż. Niesamowite chwile tak blisko pięknej natury…z daleka było widać ludzi którzy całą tą trasę przebywali pieszo. Bo tak też można, tylko że trwa to kilka ładnych dni i trzeba być nieźle przygotowanym fizycznie. Ja wolałam jednak wersję pociągowo-autobusową.

Przed godziną 13 dotarliśmy do Aguas Calientes, miasteczka gdzie nocują turyści chcący zatrzymać się w tych okolicach na dłużej. W mieście sporo jest wysokiej jakości hoteli, tańszych hosteli, restauracji, sklepów z pamiątkami i wszystkiego czego można potrzebować podczas wizyty. Stamtąd by dostać się do naszego punktu przeznaczenia trzeba było jeszcze wziąć busa. W sumie nikt nie powiedział gdzie go szukać, jaki to ma byś bus i w ogóle, także dopytałam się no i szłam za tłumem, a że miałam już bilet wykupiony przez mojego organizatora to jakiś miły Pan przeprowadził mnie wzdłuż czekającej kolejki i miałam pierwszeństwo wejścia do autobusu. Tym razem był on duży, nie jak te kilkunastoosobowe wany. Ale faktycznie zdałam sobie sprawę że wcale nie jest tak łatwo tam trafić, wiedzieć kiedy i gdzie wziąć jaki środek transportu tym bardziej jeśli nie mówi się po hiszpańsku. Organizacja pod tym względem jest kiepska i myślę że Peruwiańczycy powinni bardziej o to zadbać. Podejrzewam że nie jednak osoba się tam zgubiła i nie umiała się dogadać co i jak… Ja na szczęście poradziłam sobie i po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce!

Także w drodze byliśmy już ponad 4 h…mimo że Machu Picchu położone jest tylko około 110 km od Cusco. Teraz trzeba było tylko pokazać wejściówkę (samo wejście kosztuje 40 dolarów) i już było się na terenie. Jeszcze przed wejściem kilku tubylców łamaną angielszczyzną proponowało mi że mogą być moimi osobistymi przewodnikami, bo widzieli że chodzę sama, ale nawet bałam się zapytać ile by za to chcieli więc jak gdyby nigdy nic zakręciłam się koło jednej z grup i … tak już zostałam :) Wiem że tak się nie robi, ale trzeba kombinować, no nie? Wprawdzie Pan który był przewodnikiem tej grupy jakoś tak się na mnie dziwnie patrzył, ale na szczęście nic nie powiedział i nie kazał się „odczepić”. Więc chodziłam sobie z jakąś zorganizowaną grupą za darmo ;) A faktycznie chodzenie samemu, bez chociażby przewodnika w ręce, jest zupełnie inne i nie polecam tego nikomu. Przewodnik opowiada o każdym specjalnym miejscu, może nie o każdym kamieniu, aczkolwiek niektóre z nich mają specjalne znaczenie ;) Cała historia, wczucie się w klimat tego miejsca… ciężko to zrozumieć i poczuć bez kogoś kto opowie o tym co właśnie widzimy i co działo się tu przed wiekami. Nasz przewodnik – jak zobaczycie na zdjęciach – chodził z wielokolorową flagą jako znak rozpoznawczy „naszej” grupy, a flaga ta to nie flaga homoseksualistów, mimo że wygląda prawie tak samo, a flaga Imperium Inków. Tak więc może powiem coś więcej o tym tajemniczym miejscu – przekaże wam to czego dowiedziałam się od przewodnika i co doczytałam w innych źródłach.

Machu Picchu w języku keczua oznacza Stary Szczyt lub Starą Górę. Jednak mylą się ci co myślą że ten najbardziej znany wszystkim widok ruin to właśnie Machu Picchu, Otóż ponieważ znalezionemu miastu nie można było przyporządkować żadnej nazwy, to otrzymało ono nazwę… sąsiedniej góry! Tej której nawet nie widać na zdjęciach. Takiej która jest dokładnie jakby „za plecami” patrząc na słynne miasto. Także pierwsza ciekawostka… Całe miejsce położone jest na wysokości między 2.000 -2.400 m n.pm. nad rzeką Urubamba, i zajmuje około 5 km2. Mówi się o tym miejscu jako najlepiej zachowanym i najbardziej znanym na świecie mieście Inków. Miasto powstało w XV wieku, opuszczone zostało już 100 lat później około 1537 roku a odkrył je amerykański naukowiec Hiram Bingham dopiero w roku 1911. Inni natomiast mówią że odkrycia tego dokonał 40 lat wcześniej niemiecki handlarz Augusto R. Berns który handlował zawartością grobowców i innymi zabytkowymi przedmiotami. Był podobno zwykłym złodziejem, korzystającym ze wsparcia rządu Peru, któremu to oddawał 10 procent zysku. Swoją część otrzymywał też podobno prezydent Peru. Nie wiem ile w tym prawdy….ale z pewnością pierwsza wersja o naukowcy z USA jest bardziej znana, bo ta druga rzuca negatywne światło na cay kraj peruwiański… Zagadek co do tego miejsca jest wiele. Według jednej z hipotez Machu Picchu nie było typowym miastem, czy twierdzą, a schronieniem Dziewic Słońca, inkaskich kapłanek, co miały potwierdzić badania archeologiczne które ujawniły większość pochówków kobiet (na dziesięć szkieletów tylko jeden należał do mężczyzny). Największą zagadką jest jednak to, dlaczego miasto zostało opuszczone i czemu przez tyle wieków pozostawało nieodkryte… zamknijcie oczy i pomyślcie o kamiennym mieście w wysokich górach, do którego przez 600 lat nikt nie dotarł, a w którym przed wiekami mieszkali normalni ludzie, wiodąc spokojne życie…

Miejsce to wygląda niesamowicie, ponieważ widać jak wspaniale budowniczy dostosowali się do nierówności terenu, budując mury na wzgórzu tak jakby był to zupełnie płaski teren. We wschodniej części ruin znajdują się pozostałości po miejscach gdzie mieszkano - podobno ten teren zamieszkiwało około 2.000 osób, chociaż niektórzy archeolodzy mówią że nie mogło być to więcej niż 1000 osób. Znów rozbieżności… Jak dla mnie teren ten wyglądał jakby „zmieściło się” tam co najwyżej kilkaset osób, ale tysiące nie przechodziły mi przez myśl… oprócz budynków mieszkalnych były tam też miejsca do wystawiania sztuk teatralnych, miejsca do spotkań, pałace, świątynie, ogrody, tarasy, łaźnie, specjalnie miejsca do obserwacji astronomicznych… Jest tam pozostałość Wieży Słońca - budowli w kształcie podkowy ze specjalnie ustawionym w stronę słońca oknem oraz Świątynia Trzech Okien - budynek ze stojącym w środku prostokątnym głazem, gdzie na podstawie obserwacji słońca obliczano ważne daty, m.in. datę zrównania dnia z nocą. Wszystkie je zobaczycie na zdjęciach. Jest też miejsce kondora, którego jednak niestety nie sposób przestawić na zdjęciu, ponieważ jest to wrażenie przestrzenne – tułów stanowi skała leżąca na ziemi natomiast skrzydła to skały stojące obok… trzeba mieć sporo wyobraźni żeby to zobaczyć, ale mi się udało :)

Na zboczach gór widać pozostałości po uprawach rolnych, pokazywano nam miejsca gdzie mieszkańcy spali, gdzie prawdopodobnie jedli… Zdałam sobie sprawę jak wiele zależy od przewodnika.. ten nasz (no dobra, ich ;) ) potrafił cudownie opowiadać, i wszyscy przymykając oczy przenosili się kilka wieków wstecz, wyobrażając sobie jak pomiędzy tymi kamieniami, w zapomnianej przestrzeni między górami, toczy się życie. Przewodnik opowiadał jak bardzo ważne są tutaj schody, które są widoczne wszędzie. Pomagały one w przemieszczaniu się między niższymi i wyższymi poziomami a także wspomagały kanały doprowadzające wodę zbieraną w specjalnych zbiornikach. Żeby dostać się na górę miasta musieliśmy przejść kilkaset schodków. Męczące… A jak w ogóle to miasto zbudowano? Nasz przemiły przywódca tłumaczył, że za pomocą mocnych lin z włókna agawy wciągano na szczyt duże bloki kamienne, i prymitywnymi kamiennymi narzędziami przygotowywano materiał z którego później budowano. W mieście było ponad 200 domostw budowanych na typowym dla Inków planie trapezu. Nie używano zaprawy murarskiej lecz dopasowywano i kładziono obok siebie białe bloki granitu tak starannie ociosane, że jeszcze dziś trudno zauważyć gołym okiem szczeliny między nimi. Także skomplikowana była uprawa warzyw, jednak dzięki wielu latom doświadczeń udało się udoskonalić tu uprawę ziemniaków, kukurydzy czy innych warzyw. Trzeba było najpierw wyrównać skalisty płaskowyż, później nanieść żyzną glebę i w znany tylko im sposób chronić te miejsca przed wypłukiwaniem tej gleby. Niesamowite jest to jak to miasto zostało zbudowane mimo że podczas budowania go nie znano żadnych żelaznych narzędzi, zwierząt pociągowych ani kół. Wszyscy jak zaczarowani patrzeliśmy na ogrom wielkich kamieni, idealnie poukładanych i nie wierzyliśmy że człowiek mógł to wszystko zrobić gołymi rękoma, bez dostępnych nam dziś środków. Dla nas teraz budowanie jest proste, są maszyny, narzędzia… a tam, pośród gór, mieszkańcy musieli poradzić sobie bez tego wszystkiego… i poradzili sobie tak dobrze, że mury te przetrwały wieki… Niesamowite!

Do tego miasto dzięki swojemu położeniu było bardzo dobrze chronione, ponieważ z góry doskonale widać okolicę, czyi ewentualny wróg od razu byłby zauważony przez mieszkańców. To wszystko było dokładnie przemyślane. Miejsce jest bardzo trudno dostępne, otoczone rzeką i górami, dlatego też podobno nigdy nie trafili tu hiszpańscy zdobywcy.

Machu Picchu to jedno z takich miejsc na które patrząc na zdjęciu przed wizytą myśli się że zdjęcia są podkolorowane, czy zrobione w jakimś programie graficznym. A po przybyciu na miejsce okazuje się że ono faktycznie tak wygląda, że przez tyle wieków te mury stoją w takim ładzie, że kolor zieleni na górach jest tak intensywny i że całe miasto ma niesamowity klimat. To niesamowite że mimo trzęsień ziemi, otaczającej dżungli i wielu nieprzyjaznych okolicznośći miasto przetrwało tu tyle wieków. Najbardziej zastanawia też fakt dlaczego miasto zostało nagle opuszczone. Jak zwykle przypuszczeń jest wiele, jedne z nich mówią o chorobie zakaźnej która zaatakowała miasto, inne że ponieważ mieszkały tam wyłącznie kobiety to nie doczekały się potomstwa i naród wyginął naturalnie, lub też że byli oni typowymi plemionami wędrowniczymi, którzy po jakimś czasie zmuszeni byli szukać nowych miejsc uprawnych.

To niesamowite że można nie tylko z tak bliska zobaczyć to niesamowite miejsce ale chodzić po całym tym terenie, dotknąć każdego kamienia, a to co bardzo spodobało mi się pod koniec naszej wizyty to bliskie spotkania z górskimi zwierzętami. Luźno chodziły sobie tam wikunie, oraz inne tego typu włochate i przyzwyczajone do ludzi zwierzaki. Można było podejść, pogłaskać, zrobić sobie z nimi zdjęcie… słodkie były.

Niestety są też minusy… poza kiepskim dojazdem do tego miejsca jest jeszcze jeden problem – śmieci wyrzucane przez odwiedzających. Ponieważ miejsce to jest zaliczone przez UNESCO do Światowego Dziedzictwa Kultury, więc nie można tam budować ani pojemników naśmieci ani publicznych toalet. To jednak nie przeszkadzam milionom turystów co roku odwiedzać to miejsce. Chociażby przecież nasz premier Donald Tusk w maju 2008 roku odwiedził to miejsce, uważając je za podróż życia… nie będę wnikać w polityczne gadaki o tym że później przez wiele miesięcy oskarżano go o bezpodstawne wydanie na tą wyprawę około 1,5 mln złotych, bo nie o to tu chodzi… Ale faktycznie trochę dziwię się że wydano tam aż tyle pieniędzy… ja zorganizowałabym tą wyprawę znacznie taniej… Chyba muszę uderzyć do naszego rządu o jakieś stanowisko, haha :)

Dodam może jeszcze, że 7 lipca 2007 obiekt został ogłoszony jednym z siedmiu nowych cudów świata. I szczerze mówiąc nie dziwię się. Jest naprawdę niesamowity, i to co zachwyca to nie samo patrzenie na kamienne miasto ale jego historia, i te wszystkie ciekawostki którymi się tu z wami dzielę. Jednak muszę przyznać że zastanawiam się co robią tu ludzie wybierający się do Machu Picchu na kilka dni. Ja po 3 godzinach zwiedzania przeszłam już wszystko co było do przejścia, zobaczyłam co było do zobaczenia i szczerze nie było tam już więcej do roboty… nie bardzo jest gdzie iść, bo w promieniu wielu kilometrów nie ma nic innego.. owszem można chodzić kilka razy po tych ruinach, ale to chyba dla ludzi którzy w naukowy sposób interesują się kamieniami, itp. Mi taka kilkugodzinna przechadzka w zupełności wystarczała…

Po zwiedzeniu całego terenu, spędzeniu czasu z tamtejszymi zwierzakami i samotnym, spokojnym posiedzeniu wpatrując się w te cudowne mury czas było więc ruszyć w drogę powrotną. Postanowiłam zejść do Aguas Calientes na piechotę, bo podobno to tylko 40 minut, ładnym laskiem, a miałam jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu. Wprawdzie przy wyjściu dowiedziałam się od Panów Strażników że zejście trwa nie 40 minut a 2 godziny i miejscami jest dość ostre, ale ja i tak zdecydowałam się zejść. Momentami trochę się bałam, bo szłam tym lasem zupełnie sama, i nie wiedziałam czy tam czasem nie czają się jakieś podejrzane typy zainteresowane schodzącymi turystami z np. aparatami fotograficznymi w rękach… na szczęście droga minęła spokojnie, mimo że był to całkiem ostry spad w dół, więc nogi nieźle bolały, ale na szczęście już po godzinie byłam na dole. Gdy dotarłam około 18 do Aguas Calientes to było już zupełnie ciemno. Miałam 3 h do pociągu i brak pomysłów co robić. Pochodziłam po miasteczku, na dworcu z którego odjeżdżają pociągi próbowałam zagadać żebym mogła jechać jakimś wcześniejszym składem (udawałam nawet silne bóle brzucha i prawie łzy w oczach), jednak wszystko było zajęte i nie pozostało mi nic innego jak cierpliwie czekać. Zgłodniałam więc postanowiłam poszukać jakiegoś miejsca gdzie mogłabym coś zjeść. Wszystkie restauracje w centrum były bardzo drogie a w sklepach nie można było dostać nic sensownego co zagłuszyłoby mój głód. Na szczęście ja się nie poddaję tak szybko, więc pochodziłam trochę dalej od centralnej części miasteczka i natknęłam się na klimatyczną restaurację, gdzie za 10 soli (czyli trochę powyżej 10 zł) dostałam smaczną zupę i drugie danie złożone z pysznej rybki, ryżu, warzyw itp. Byłam w szoku że w tak turystycznym miejscu można zjeść tak tanio! A jednak można! Posiedziałam tam sobie trochę, posłuchałam muzyczki, było naprawdę miło. Potem poszłam jeszcze pochodzić po targu dla turystów, i kupiłam kilka pamiątek dla rodzinki. Później czekałam już na dworcu, gdzie śmieszyło mnie to, że chyba 80% ludzi miało na sobie sweterki z wikuniami, czapki z kondorami i włochate rękawiczki. Były też wielkie ocieplane skarpety, torebki.. normalnie jak pokaz mody peruwiańskiej! Niektórzy spali na ławkach pod oczywiście peruwiańskimi kocami, i grzali się popijając gorącą mate de coca. A było faktycznie chłodno. Byliśmy dość wysoko, no i tu w Peru przychodzi już zima… ja na szczęście byłam ciepło ubrana, i ze spokojnej doczekałam się pociągu do miejscowości Ollanta. Tam trzeba było znów przesiąść się na bus, który znów walczył na wyboistej drodze. Po jakiejś godzinie kolejna przesiadka, tym razem już tego transportu nie miałam wliczonego w cenę więc musiałam sobie sama poradzić. Jak to ja – negocjowałam cenę. Uparłam się że chcę jechać za 10 soli i po chyba 7 odmowach kierowców różnych busów (wszyscy chcieli 15 lub 20 soli) znalazłam faceta który miał jeszcze kilka miejsc wolnych i powiedział że mnie dowiezie za 10, ale mam nikomu nie mówić ;) Także jak widać wszystko można załatwić. Jednak to prawda co mówią, że w tych krajach można wynegocjować prawie wszystko. I kolejny raz mi się udało :) Dojechałam zmęczona ale zadowolona do Cusco, tam około 1:30 wzięłam taksówkę do hostelu i szybko poszłam spać, próbując zachować w myślach te piękne widoki.

W necie znalazłam ładny filmik z Machu Picchu, Aguas Calientes i przejażdżki tym samym pociągiem jakim ja jechałam i zachęcam do jego obejrzenia, tak samo jak zajrzenia na fotki.

http://www.youtube.com/watch?v=6jJW7aSNCzU&feature=player_embedded

Serdecznie polecam odwiedzenie tego miejsca, chociaż ostrzegam że jest drogie, i raczej jeśli nie chce się wydać naprawdę sporej sumy, iść tam pieszo i badać każdego małego kamienia to jednodniowa wycieczka w zupełności wystarczy…

Machu Picchu Cud Świata… ZDECYDOWANIE TAK!



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (39)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2010-07-20 15:21
Też bym nie mogła spać - to miejsce jest tak magiczne, ze nie da się porównać z niczym innym.....zazdroszcze i mam nadzieję, ze kiedyś i ja tam dotrę !!!
 
izabielerzewska
izabielerzewska - 2010-09-13 17:49
Super, super, super! :D
 
 
mabipoland
Magdalena B.
zwiedziła 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 130 wpisów130 245 komentarzy245 3331 zdjęć3331 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
07.06.2010 - 07.06.2010
 
 
30.05.2010 - 01.06.2010
 
 
19.05.2010 - 27.05.2010