No wiec jestem w nieznanej mi jeszcze Kolumbii, na drugiej polkuli.... Jak sie to wszystko zaczelo? Otoz... od postawienia nogi na lądzie ;) Lotnisko jak kazde inne, nic specjalnego. Pogoda w miare ladna, troche chmur, ale wysiadlam w krotkim rekawku. Dalej niestety nie jest juz tak rozowo jak na europejskich lotniskach. Zaczyna sie wedrowka od okienka do okienka, w ktorych dokladnie przepytuja cie kilka razy co tu robisz, po co przyjechalas, a na jak dlugo, a gdzie bedziesz mieszkac, no i oczywiscie kiedy wyjezdzasz ;) Poniewaz nie mialam ze soba wizy (AIESEC BOGOTA ma mi ja dac po przyjezdzie), dlatego tym bardziej mnie przepytywali, patrzac na mnie dosc podejrzliwie. W innych okienkach musialam pokazac wypelniona na pokladzie samolotu deklaracje ile pieniedzy wioze ze soba (nie mozna wwiezc wiecej niz rownowartosc 10.000 USD). Pytali tez co przywoze, czy moze jakies dziela sztuki czy podobne wartosciowe rzeczy.
W koncu po tej calej przeprawie i odebraniu bagazu wyszlam na zewnatrz, troche bojac sie co mnie tam czeka.... Wiedzialam ze ktos po mnie wyjdzie na lotnisko, spodziewalam sie Cataliny - kolumbijki odpowiedzialnej za nasz projekt. A tu.... nagle obskakuje mnie jakies 10 osob, wszyscy krzycza, ciesza sie, rzucaja mi sie na szyje i obcalowywuja jakby znali mnie od lat ;)) Bylo mi bardzo milo, i w sumie czytalam ze sa oni baaardzo otwarci i przyjazni, ale nie sadzilam ze az tak :) W kazdym badz razie jak juz przywitalam sie z cala ekipa to rozgladnelam sie dokola, zdajac sobie sprawe ze wszyscy ubrani sa w jesienne kurtki, szale, czasem czapki, a ja wyskoczylam w krotkim rekawku... Mi bylo cieplo! Nie wiem czy oni sa az takie zmarzluchy czy co... Pogoda byla dosc ladna, wprawdzie slonca nie bylo, ale nie bylo az tak zimno zeby wyskakiwac w kurtce... No nic to, powstalo pytanie - CO DALEJ.
Wiec na poczatek bylo trzeba zalatwic kilka spraw. Po pierwsze wymienic troche pieniedzy na ich kolumbijskie pesos (masakra w polapaniu sie w wymianie i szybkim przeliczeniu --> 1 pesos = 0,00142835149 złotego polskiego :/ ). Wiec wymienilam troche pieniazkow, dziwnie sie czujac majac w portelu banknoty o nominalach minimum 20.000 ;)
Potem musialam jeszcze zaszczepic sie - bo w Polsce nie starczylo mi zasu na druga dawke szczepienia na WZW B. Dlatego szybki "gik" i idziemy dalej :) Poprosilam ich tez zeby pogadali z przedstawicielami linii COMET AIR, w ktorej musialam kupic nieszczesny bilet "do nikad" w Madrycie, czy jest mozliwosc zwrocenia go. Niestety poniewaz dzis niedziela - biuro bylo zamkniete, wiec bede musiala skontaktowac sie z nimi sama...
Wiec co dalej? Poniewaz hotel mamy oplacony dopiero od poniedzialku, dlatego musialam sie gdzies przechowac przez ten pierwszy dzien. Mialam byc u Cataliny, jednak jej cos wypadlo, ale nie bylo problemu - z ich uprzejmoscia i goscinnoscia od razu znalazlo sie kilka innych osob ktore wzielyby mnie u siebie i ugoscily :) Naprawde bardzo milo sie czulam, mialam wrazenie ze naprawde zalezy im na nas - praktykantach i chca dla nas jak najlepiej. Dogadali sie wiec miedzy soba ze przenocuje u Carol, bo mieszka najblizej.
I tak tez zrobila sie 12 w poludnie, niedziela - moj pierwszy dzien w Kolumbii :)