Podczas pobytu na północy wybrałyśmy się do miasta Santa Marta jakieś 5 h od Cartageny (jak na Kolumbię to bardzo krótkie odległości, a dla nas to już cała wyprawa). W każdym bądź razie wybrałyśmy się autobusem i w sobotę wieczorem byłyśmy już w mieszkanku naszych znajomych z Projektu. Ponieważ był to Halloween, który tutaj podobnie jak wszystkie święta amerykańskie jest obchodzony bardzo hucznie, więc pomimo zmęczenia wybrałyśmy się z dziewczynami a imprezę. One przebrały się za Super Blondi :) i nam użyczyły kawałki stroju, żebyśmy dołączyły do grupy :) Impreza była średnia, bywałam na lepszych, więc dość szybko się zwinęłyśmy do mieszkanka.
Ogólnie miasto nie zrobiło na nas takiego wrażenia jak Cartagena, może dlatego że widziałyśmy bardzo mało z braku czasu i dlatego że pogoda zupełnie nie dopisała - zaczęło strasznie padać, i po godzinie miasto było całkowicie sparalizowane, ulice pod wodą, samochody zatopione nawet do drzwi, domy... masakra ogólnie. Miasto zupelnie nie jest przygotowane na tak ulewne deszcze, a przez zmiany klimatyczne zdarzają się one coraz cześciej.
W tym mieście spotkałam coś z czym nie spotkałam się wcześniej w innych miastach które miałam okazje odwiedzić. Otóż oprócz samochódów osobowych, taksówek i autobusów istnieje tu jeszcze jeden środek transportu - mianowicie MOTOTAXI. Motocykliści jeżdżą po mieście i trąbiąc ogłaszają że chętnie zawiozą kogokolwiek w dowolny kraniec miasta. Taka przejażdżka jest tańsza i szybka niż chociażby taxi... ale może nie będę wspominać jak niebezpieczna.... Ciekawa sprawa :)
Także miasto ładne, ale to nie to samo co Cartagena :) w wielu miejscach brudne, wręcz odpychające. Ale mówi się że turyści zjeżdzają się tu dla Parque Tayrona, o którym napiszę za chwilę!