Być na północy Kolumbii i w Santa Marta i nie odwiedzić Parque Tayrona ... to jak... być w Poznaniu i nie zobaczyć Koziołków ;))) Także musiałyśmy tam pojechać. Ponieważ Berny znalazła sobie Boya (tego przystojniaka pół belga-pół kolumbijczyka ze zdjęć ;) ) więc wybrałyśmy się do parku razem z Lenką i poznaną w Santa Marta niemką Andreą.
Parque znajduje się jakieś pół godziny autobusem od Santa Marta. Wstęp jest niestety dość drogi (dla "tubylców" 12.000, dla obcokrajowców - 31.000 pesos, czyli prawie 50 zł). Wstęp oznacze możliwość pozostania na terenie parku tak długo jak się chce. My zostałyśmy 2 dni. I jak to wygląda? Oni mówią że to puszcza, ale dla mnie odpowiedniejszym słowem jest las. Puszcza kojarzy mi się z czymś bardziej egzotycznym, a tam trzeba było przebyć jakieś 3-4 h po nóżkach po lesie jaki można znaleźć u nas w Polsce. No może egzotyczne były skaczące po drzewach małpki, i niebiesko-pomarańczowe kraby, a także miejsca w których odkrywałyśmy piękne, ogromne palmy. Trzeba było maszerować tak kilka godzin, żeby w końcu dotrzeć do najpiękniejszych plaż jakie widziałam w życiu!! W końcu to plaże nad Morzem Karaibskim!! Przecudne, spokojne, prawie bez ludzi, czyste, z wodą tak przezroczystą i goracą, że wchodziło się do niej co chwilę z ogromną przyjemnością. Dwa tak różne światy - zwykły las, ciemny i dość ponury, a za chwilę przecudne plaże z najczystrzym piaskiem i najpiękniejszymi widokami. Gdy nacieszyłyśmy się jedną plażą trzeba było ruszyć brzegiem lub znów "puszczą" na kolejną plażę. I tak ciągną się one przez wieeeele kilometrów. My dałyśmy radę odwiedzić tylko 4 plaże w dwa dni, w międzyczasie zażywając kąpieli i opalając się (oczywiscie "z głową", czyli z kremem z filtrem dla dzieci :) ) . Ponieważ w Kolumbii ściemnia się już o 18, więc dość szybko musiałyśmy poszukać miejsca na nocleg. Do wyboru były miejsca bardziej egzotyczne, z ogrodami spa i masażami, wygodnymi łóżeczkami i wszelkimi wygodami, lub mniej lub bardziej przyjemne pola namiotowe i miejsca z hamakami. Jako że chciałyśmy przeżyć coś nowego - zdecydowałyśmy się na noc w hamakach :) Było... ciekawie :) Niestety dość zimno i z milionem komarów (nigdy w życiu nie miałam tyle ugryzień komarów na całym ciele jak teraz!!) ale przeżycie ciekawe :) Na początku nie wiedziałam jak się na ten hamak wdrapać, ponieważ otaczała go osłona na komary, ale w końcu jak już się usadowiłam, to spałam do samego rana, czyli do jakiejś 6 bo o tej godzinie ludzie zaczynają się budzić. I cały poniedziałek spędziłyśmy na dwóch kolejnych plażach. Chciałyśmy wybrac się do tzw. El Pueblito (Miasteczko), w którym znajdują się ruiny domów w których kiedyś mieszkali ludzie. Podobno bardzo ładne miejsce, ale niestety nie starczyło nam czasu, ponieważ droga tam zajmuje jakieś 2 h i powrót do wyjścia z parku ok. 3 h i zanim się zdecydowałyśmy już było za późno. Więc wylegiwałyśmy się na plaży aż do momentu kiedy było trzeba wyruszyć w drogę powrotną czyli do wyjścia z Parku, żeby wrócić znów so Santa Marta.
Przygoda wspaniała, nigdy nie zapomnę tych pięknych plaż... nie wiem czy fotki oddadzą ten klimat, ale ja się zakochałam w tym miejscu.... warto było zapłacić, przebyć wiele kilometrów z milionem komarów żeby zobaczyć to miejsce... polecam!!!