Czasem zapominam że jestem tak daleko od domu. Czasem nie widzę różnic, nie czuję ich. Po chwili jednak rozglądam się dookoła i na każdym kroku zauważam ogromne rozbieżności. Innego dnia te różnice są dla mnie minimalne. Jak to jest, że można czuć się w danym miejscu tak swojsko, a jednocześnie tak obco...? Tysiące kilometrów od domu, od rodziny, przyjaciół. Inne miasto, inni ludzie, inne zwyczaje. Ale też nowi znajomi i przyjaciele, rozpoznawalne miejsca, coraz bardziej znajome smaki. Ja przyzwyczajam się każdego dnia. Dla was jednak, będących tak daleko, wciąż obca i niesamowita jest każda rzecz która mnie na początku dziwiła, a teraz już przestaje szokować. W moim małym notesiku czasem spisywałam rzeczy które mnie dziwią, które są inne od naszej polskiej rzeczywistości, te które mi się podobają, i te które mniej. Podzielę się z wami częścią z tych spostrzeżeń....
Rozglądając się na ulicach widzę jak beznadziejnie ludzie się tu ubierają. Najczęściej jest to totalne bezguście. Ubiory niepasujące do siebie, często brudne, dziurawe. I nie mowie tylko o ludziach biednych. To samo zauważam np. w mojej pracy. Ludzie przychodzą codziennie w tej samej koszuli, albo tych samych spodniach.... Pani będąca sekretarka zjawia się w dziurawej bluzce, innego dnia z dziurą w spodniach... Myślałam że ten kraj będzie bardziej elegancki, ze na ulicach będzie można zahaczyć na czymś oko :) jednak zarówno kobiety jak i mężczyźni w większości nie dbają o ubiór. Smutne.
Japonki są tu obuwiem baaaardzo popularnym, noszą je wszyscy – od kilkumiesięcznych dzieci, po stuletnich staruszków, kobiety i mężczyźni, do pracy, na ulicy, do kościoła, na uroczystości. Zawsze i wszędzie. Są wygodne wiec mnie to nie dziwi.
Ludzie są tu bardzo otwarci. Rozmowy z osobami które codziennie mija się w drodze do pracy są normalne. Ale normalne jest też wdawanie się w pogaduszki z taksówkarzem, z Panią w sklepie czy z przypadkową osobą na przystanku autobusowym. I nie jest to tylko spytanie o godzinę, ale często wdanie się w rozważania na głębsze tematy. Nie raz spotkałam się z tym, że rożne osoby zagadują mnie lub innych na ulicy czy na przystanku, z uśmiechem o cos pytając, komentując lub po prostu z nudów mówiąc cokolwiek. Nie jest to jakieś nachalne, czy spowodowane moją odmiennością – oni tacy po prostu są. Takie zdarzenia obserwuję często. To miłe, bo w naszej Polsce ludzie są mniej dla siebie otwarci, i gdyby ktoś obcy się do was uśmiechnął na ulicy - to pewnie wzięlibyście go za wariata... a tu odwzajemnia się uśmiech i rozmawia.
Wielu Brazylijczyków często narzeka jaki to portugalski język jest trudny. Słyszałam wiele takich historii od moich tutejszych polskich znajomych. Gdy Brazylijczycy muszą coś napisać w ich ojczystym języku to są „chorzy”. Bardzo często korzystają ze słownika, żeby sprawdzić jak się coś pisze. Widziałam też jak jeden z moich kolegów z pracy poprawiał cos innemu koledze i wręcz roiło się od błędów, które nawet ja wyłapywałam! (a mój portugalski nie jest jeszcze zbyt dobry, chociaż coraz lepszy! :) ) Ich narzekania są częste, ale najlepiej zrobił Konrad, mój polski kolega, który na ich narzekania odpowiedział im, że w języku polskim mamy 17 możliwości powiedzenia wyrazu DWA (np. dwoje, dwojgu itp). Trochę ich zatkało! I dobrze ;)))
Pisałam już kiedyś o autobusach, ale wciąż mnie one zadziwiają. Do tego że oprócz kierowcy jest jeszcze osoba zbierająca opłaty już się przyzwyczaiłam. I czasem cieszę się że tam jest, bo to ją właśnie można spytać jak gdzieś dojechać i poprosić żeby pokazała gdzie mamy wysiąść. Przydatne :) Przez to miejsce do opłacania przejazdu są tez jednak spore problemy, m.in. gdy kilkanaście osób chce na raz wejść – zanim po kolei każda osoba znajdzie pieniądze, zapłaci, i przepchnie się przez oporna bramkę – trwa to trochę. Dlatego też autobus często stoi bardzo długo na przystanku, czekając aż wszyscy wsiądą. A że ruchy tutejszych ludzi są bardzo spowolnione, to wszystko trwa duuużo dłużej niż trwałoby u nas.
Jeszcze apropos autobusów i tych osób kasujących. Są oni też informatorami dla kierowcy o tym że może już zamknąć drzwi tylnie którymi pasażerowie wysiadają. Kierowca nie musi jak u nas starać się dojrzeć tego w ogromnym lusterku, bo gdy osoby chcące wysiąść znajda się juz poza pojazdem – Pan/i Kasownik stuka kilka razy monetą w metalowa poręcz.... taki ogólnie rozpoznawany znak... Na początku nie potrafiłam zrozumieć dlaczego to robią, ale po kilku jazdach połączyłam funkcje tej osoby z wysiadającymi ludźmi i brzdękiem monet. Śmieszne. I drażniące :)
I ostatnie spostrzeżenie autobusowe – wydawać by się mogło że taki system jest dobry jeśli chodzi o kontrolę płatności przez pasażerów. No bo niestety z naszym polskim kasowaniem biletów to jest tak, że chyba z ¼ ludzi jeździ bez biletów... A tu jednak trzeba zapłacić żeby wejść do autobusu. Niby tak, ale ... nie do końca! No bo ta bramka nie znajduje się od razu przy wejściu do autobusu, tylko trochę dalej. Przed nią jest jeszcze trochę miejsca, przeznaczonego dla osób starszych, ciężarnych, chorych. Tylko że jeśli ktoś tam usiądzie, to może też przednimi drzwiami wyjść. A co za tym idzie – nie musi płacić za bilet. I nie jest to przywilej dla niektórych osób, tylko sposób na ominięcie opłat np. dla znajomych kierowców, Kasowników, czy dla mądralińskich którzy udają że nie widzą wołających ich osób kasujących. Czasem więc ta osoba kasująca przeskakuje (dosłownie) po bramce, wykonując niewiarygodne wygibasy, i zbiera opłaty normalnie, ręcznie. Żeby jednak z powrotem dostać się na swoje stanowisko pracy musi znów przeskoczyć przez bramkę, ponieważ wydaje mi się że jest tam jakiś system liczący ilość przechodzących osób, i jeśli przeszliby normalnie – to brakowałoby im pieniędzy przy rozliczaniu się na końcu zmiany. Mi raz jeden zdarzyło się nie płacić. Było to wieczorem, gdy nie było wiele osób w autobusie a ja miałam tylko 20 reali w jednym banknocie. Pan któremu chyba się spodobałam, powiedział ze po prostu nie ma wydać i że mam zostać w przedniej części autobusu i wyjść tamtędy. I w ten sposób zaoszczędziłam 2,30 reala :)
No dobrze - teraz to już naprawdę będzie ostatnie o autobusach – często ludzie którzy siedzą sobie wygodnie biorą na kolana zakupy osób które stoją... I jest to bardzo typowe. U nas gdyby obca osoba chciała wziąć nasze zakupy na kolana dziwnie byśmy na nią patrzyli, podejrzewając czy czasem nie chce nam ich ukraść :) A tutaj to norma.
Inne ciekawostki.... może trochę głupia a jednak utrudniła mi życie na początku :) bardzo trudno tu znaleźć płyn do demakijażu! ;) W drogeriach proponują... wodę kolońską!! Na której wielkimi literami napisane jest że nie jest ona przeznaczona do użytku z okolicach oczu. Masakra ile się naszukałam zanim znalazłam zwykły płyn.... nie rozumiem jak oni zmywają makijaż... hmm choć w sumie... oni się prawie nie malują! No i sprawa mi się sama wyjaśniła! Hahaha
Światła na skrzyżowaniach... osobny ciekawy temat. Dlaczego? Ponieważ prawie zawsze są 2 czerwone światła zapalające się jednocześnie. Tak dla pewności, gdyby jedno nie zadziałało, albo żeby zwrócić uwagę kierowców że trzeba się zatrzymać. Co się jednak z nimi dzieje? Wieczorem i w nocy po prostu nie są przestrzegane! U nas w nocy jednak na czerwonym świetle ludzie się zatrzymują. Tu nie. Tu owszem – zwalniają, ale zaraz potem jada sobie spokojnie dalej przez wielkie skrzyżowanie... to normalne zarówno wśród zwykłych kierowców jak i wśród taksówkarzy. To samo jeśli chodzi o światła dla przechodniów. Jeden tutejszy kolega powiedział mi, że tutaj zielone światło oznacza IDŹ a czerwone... BIEGNIJ! I wszystko jasne!! :)
Jedna z rzeczy która jest chyba typowa dla narodów latynoskich i nie ominęła też Brazylii jest lenistwo.... przynajmniej w mojej pracy. Ale o tym jak to wygląda w mojej organizacji opisze innym razem, bo to osobny ciekawy temat.
Co zauważam jadąc do pracy autobusem? Bardzo wielu bezdomnych i śpiących na ulicach. Ale o tym juz chyba pisałam. Jest to widok naprawdę częsty. Ludzie bez obuwia, prawie bez ubrań, niosący ze sobą jakiś mały ekwipunek stanowiący cały dochód ich życia... smutne. Poza tym na mojej drodze do pracy jest wiele punktów sprzedaży mebli i artykułów AGD. Ale nie takich normalnych... nie nie... tutejsze sklepy to pomieszczenia o wielkości może z 8 m2, w których upchanych jest nie wiem ile dziesiątek urządzeń, mebli, nowych i używanych. Często widzę np lodówkę, na której stoi jakiś stolik, na nim upchany wózek dla dziecka, obok łóżko, na którym jest 15 innych rzeczy.. nie mam pojęcia jak można cokolwiek obejrzeć lub w ogóle kupić w takim miejscu.. chyba sie kiedyś przejdę i poproszę o pokazanie jakiejś rzeczy :)
Co jeszcze ciekawego w drodze do i z pracy...? Poza normalnymi pojazdami na ulicach tak dużego miasta jak to, czyli jak 2 Warszawy, największymi ulicami podążają sobie spokojnie powozy konne... I jakoś nikt na nich nie trąbi, nie denerwuje się... taka jest po prostu tutejsza rzeczywistość.
I cos co nie tylko mnie zadziwia ale i innych Polaków dziwi i denerwuje zarazem. Dla Brazylii jest to sposób na zmniejszenie bezrobocia. O czym mowa? O bezsensownych miejscach pracy, które teoretycznie mają przyśpieszyć funkcjonowanie np sklepów. Weźmy taki sklep podobny do Empika, czy do Sephory. Chodzisz sobie, wybierasz produkty, chcesz cos kupić. I nie udajesz się do kasy. Nie nie... najpierw musisz przejść przez kilka punktów po drodze. Idziesz do specjalnego stoiska, gdzie jest wiele osób, lub względnie podchodzi do ciebie jakas osoba która pyta czy to właśnie chcesz kupić. Ta osoba spisuje na kartce to co wybrałeś, i każe ci z ta kartka iść do kasy, zabierając ze sobą twoje zakupy. Idziesz do kasy i płacisz na podstawie kartki, oczywiście jak już ci sie uda dostać do kasy. Bo ruchy tutejszych osób pracujących na kasie są kilka albo i kilkanaście razy wolniejsze od naszych Pań w znanych polskich supermarketach. Zanim tu wykonają ruchy potrzebne do odebrania od nas tej kartki, zrozumienia co na niej jest napisane, w międzyczasie pogadają z jakimś znajomym lub odbiorą telefon... a kolejna rośnie i rośnie... ale one mają czas... klient chce kupić – klient poczeka. No wiec gdy juz w końcu zapłacimy to musimy poszukać dokąd wybrany przez nas towar został zaniesiony. Najczęściej jest to inny punkt w sklepie, na którym pracuje kolejnych kilkanaście osób, nie licząc osób które przenoszą produkty od klientów w ten punkt odbiorczy. I tu na podstawie paragonu odbiera sie zakupiony towar którego nie widziało sie podczas płacenia. Ten system powinien usprawnić działanie. Przynajmniej tak mi tu tłumaczono, bo ja totalnie nie kapuje jego sensu. Dla mnie to komplikowanie życia. Jedyny plus ze zostaje zatrudnionych więcej osob. Ale jak dla mnie to spowalnia działania zamiast je przyspieszacz... Dziwna sprawa :)
Kolejna ciekawostka – ludzie tutaj trzymają sztućce w innych rekach niż my, i ogólnie inaczej niż cały świat! Nóż trzymają w lewej, a widelec w prawej. I nie rozumieją jak można jeść inaczej :) nie wierzą ze są nielicznymi jedzącymi tak.
I jeszcze jeden przykład osoby pracującej na bezsensownym i ogólnie beznadziejnym miejscu pracy – Pan/Pani Windowy/a. I nie chodzi o obsługę wielkich skomplikowanych wind. To chociażby osoba w moim miejscu pracy. Winda ma może 2x2 metry. Z czego ¼ zajmuje ta właśnie osoba + jej krzesełko na którym siedzi. Wchodzi sie do takiej windy i mówi na które piętro chce sie jechać. Albo osoba ta sama już wie dokąd się udajemy… mnie już znają, wiedza że jadę na 3cie :) Osoba ta ładnie wdusza guziczek... i to cala jej praca. Nie dość ze można dostać klaustrofobii to jest to kolejne totalnie bezużyteczne dla mnie miejsce pracy. Kolejny sposób na zmniejszenie bezrobocia... Nie wiem czy buc im brawo za pomysły czy współczuć marnotrawstwa....Ale ogólnie pozytywnie i z uśmiechem to wszystko odbieram !!
To na tyle. CDN :)